Obserwatorzy

poniedziałek, 16 stycznia 2017

Tydzień kota

Różnorodność zadań w mojej pracy to jej ogromny plus. Aktualnie przerabiam temat kotów, za którymi w kolejce czekają już króliczki, a później... później czas pokaże jakie stwory spod igły trzeba będzie wypuścić.Nudy nie ma nawet przez chwilę. Może niektórym moje spódniczki i różyczki wydają się monotonne. Może ktoś tam sobie pod nosem burknie, że znowu to samo Cottoni pokazuje. Dla mnie jednak  w moim szmatkolandzie jest obłędnie kolorowo i totalnie pozytywnie i tych spódniczek i różyczek mogę nadziubać jeszcze miliony ;) Dziękim nim właśnie moje tildowe stwory zyskały swój charakterystyczny sznyt.
Raz miśki, innym razem koniki, teraz faza kotów. Zwierzyniec się rozrasta, a sugestie klientów pomagają rozwijać wszystko kolorystycznie i fakturowo. Czasem wystarczy też kawałek tkaniny niedbale rzucony obok innego kawałka, żeby zobaczyć jak pozornie niepasujące do siebie kolory fajnie ze sobą grają. W głowie pomysł za pomysłem i radość z każdego zaczynającego się tygodnia pracy.
Witajcie zatem w ten śnieżny poniedziałek ( nawet u mnie biało za oknem :)))))
Lecę działać twórczo, a lista  zadań na ten tydzień cudownie dłuuuuuga :)






Kocim mrrraaauuu żegnam się dzisiaj i życze wszystkim owocnego tygodnia!
Wasza A.

niedziela, 8 stycznia 2017

Miniaturyzacja

Co zamówienie, to nowe wyzwanie.Z tak skrajnie zaawansowanym nie mierzyłam się jednak już dawno :D
Miś w miniaturze.Miał się zmieścić zaledwie w 10cm wzrostu i udało się.
Kiedyś szyłam już takiego krasnoludka 16cm i wierzcie mi, że te 6cm stanowi sporą różnicę.
Maleństwo takie szyje się wcale nie krócej od dużego, a może nawet i ciut dłużej. Nie wiadomo jak to chwycić, jak przytrzymać. Wypychać zapałką, czy wykałaczką. Wszystkie wypracowane do tej pory chwyty i sposoby okazały się być zawodne. Nagle moje chude palce okazały się być jak kluski. Jako, że uparte ze mnie zwierzę nie poddałam się jednak i miniaturek powstał, a prezentuje się następująco:





Cieszę się ogromnie, że podołałam zadaniu, ale maluch rodzeństwa raczej się nie doczeka, o nie. Tej przygody z miniaturyzacją wolę raczej nie powtarzać. No chyba, że ktoś przeniesie mnie do Szuflandii z malutką maszyną do szycia, hehe ...

Mróz cały weekend trzymał zawzięcie i nawet u nas śniegu napadało troszeczkę. Nie miałam jednak specjalnie motywacji do wycieczek po mrozie i nawet propozycja ulepienia bałwana, którą złożyłam dziecięciu memu, spotkała się z odmową. Zostaliśmy więc w chałupce, a ja na spokojnie wypychałam małe co nieco zakopana w poduchach, z kubalem kawki na podorędziu... Dobry weekend.


Koniec grzania zadka w chałupie. Jutro ruszamy z samego rana do pracy. Porozwożę familię gdzie trzeba i gnam do pracowni. Szczerze mówiąc doczekać się już nie mogę, bo nowe mebelki tam na mnie czekają i kosze nowe, więc pracy full. Będę segregować, układać, porządkować i urządzać.Rewolucja na całego!


Miłego tygodnia życzę wszystkim, a przy okazji zapraszam na mojego instagrama, który chyba ostatecznie przyswoiłam i podoba mi się bardziej z dnia na dzień :D : COTTONI Instagram

Zmykam przymknąć oko na parę godzin, chociaż obawiam się, że składanie mebli będę przerabiać w głowie nawet przez sen :P

Buziole!
Wasza A.

środa, 4 stycznia 2017

Cytryna 2017

Witajcie, witajcie w tym Nowym Roku!Hej!
Witam się z Wami dopiero dzisiaj, bo pracy od groma i ciut ciut, bez przerwy i bez oddechu.
Dokładnie tak.
W Sylwestra pracowałam, w Nowy Rok też i tak ma zostać. 300% normy to moje nowe minimum :D
Plany na ten rok mamy ambitne, więc nie ma co siedzieć na pupie, samo się nie zrobi i nikt nic darmo nie podaruje. Wszystko w naszych rękach, zatem do boju!
Cytrynowy tytuł posta nie jest zatem bezzasadny. Nie chodzi też w nim o sezon cytrusowy, który swoją drogą bardzo mi pasuje odkąd mamy wyciskarkę, mniaaaam... Uwielbiam te szklanki pełne witaminy C.
Tytuł ma symbolizować nasze nastawienie w czasie tych obiecujących 12 miesięcy. Będziemy je bowiem wyciskać jak cytrynę do ostatniej kropelki. Jak się uda to jeszcze i skórkę wycmoktamy, chociaż słowo "wycmoktamy" jakoś tak na myśl bezzębnego dziadka mi przywodzi... hmm... Może lepiej wyciumkamy, brzmi trochę lepiej, jak ciumkanie czekolady tej z okienkiem do momentu aż same orzeszki zostaną do pogryzienia...
Zwał jak zwał, najważniejsze, że zamierzamy tym rokiem się cieszyć, pracować mega intensywnie i realizować plan, z którego co niektórzy bardzo nierozważnie drwili sobie do tej pory. Co dla innych nie do zrealizowania, co jest głupim i nierealnym marzeniem, dla nas jest tym bardziej wyzwaniem wartym realizacji. Ktoś mi kiedyś powiedział, że taki uparty charakter mam, że jeśli trzeba będzie komuś coś udowodnić, to i chińskiego się nauczę.  Teraz udowadniam przede wszystkim sobie, że dźwignę coś, o czym marzyłam, a jednak pod skórą trochę się bałam.Będzie ciekawie ;)
Miniony rok dał nam w kość konkretnie. Z tego nowego mimo to radość mam ogromną i ochotę, żeby biec, pędzić, galopować w bardzo konkretnym kierunku. Trzymajcie kciuki pliiiisssss, bo bez Waszego duchowego wsparcia czasem mogę się jeszcze wykopyrtnąć. Im mniej jednak potykania i upadania będzie, tym szybciej zaproszę Was w pewne dobre miejsce ;)
Teraz wracam do mojego dziubanka, bo każdy szew, każde przyszyte ucho i łapa przybliżają mnie do upragnionego zakątka, ech....






Niech w tym Nowym Roku spełniają się marzenia, najlepiej hurtowo, tego Wam życzę! Niech będzie kolorowo i odlotowo! Niech starczy sił i zdrowia! Dbajcie o siebie i doceniajcie każdą chwilkę, kropelkę, cytrynkę ;)
Lecę na krótki sen, bo już po drugiej i noc ciemna. Z wyrka na nogi 7:30 i maratonu ciąg dalszy :)

Ściskam Was mocno!
Wasza A.