Są ludzie ryby, zimne ryby.
Wszysto im jedno i wszystko po nich spływa tak poprostu.
Potrafią ze stoickim spokojem kalkulować każdy element swojego życia, co się opłaca, a co nie.
Nie patrząc na emocje i uczucia innych tak poprostu dbają wyłącznie o swój interes.
Post do krótkich nie będzie należał, więc przygotujcie sobie chwię.
Jak zwykle przy długich postach proponuję odłożenie go na inną okazję, jeśli czasu u Was właśnie niedostatek.
Ja też pędzę, lecę i nie wyrabiam, ale przemyśleń zebrało mi się nieco i spać nie pozwolą, więc postanowiłam przelać je na bloga.
Są sytuacje, nad którymi tak zwyczajnie przejść do porządku dziennego nie potrafię.
Nie na zimno.
Czasem dotyczą mnie bezpośrednio, a czasem tylko z pozoru nie dotyczą mnie wcale.
Myślę.
Cytując Kubusia Puchatka " Myślenie jest trudne, ale można się do niego przyzwyczaić..."
Myślę więc o sprawach kilku, które jednak łączą się w jedno.
Spokojnie, zaraz z tego słownego chaosu zacznie wyłaniać się sedno... ;)
Byłam ostatnio na poczcie, w zasadzie na poczcie jestem dość często, ale nie zawsze ma to większe znacznie.
No może to, że na poczcie, którą odwiedzam ostatnimi czasy pracują naprawdę przemiłe panie :)
Te przemiłe panie pozwoliły pewnej innej, mocno starszej, wspierającej się na kulach pani, podejść do okienka bez kolejki.
Niby nic dziwnego, szczery, naturalny i jak najbardziej właściwy odruch.
Ten gest spowodował jednak całą lawinę słów, krzyku wręcz i tym samym zapadł w moją pamięć.
Pozwolilam sobie stanąć w obronie staruszki i natychmiast atak słowny skierowano w moją stronę.
Czy mnie to zabolało?
Niekoniecznie, przeraziło jednak, że można w ten sposób...
Ludzie tracą czucie.
Serca służą jedynie jako pompy ssąco tłoczące bez zdolności do głębszego odczuwania...
Takiego świata nie chcę, nie dla mnie, nie dla moich bliskich.
W takich momentach myślę, że bardzo przydałby się reset, bo kierunek w którym to wszystko pędzi nie jest najlepszy...
Idą święta, cholernie ważne święta o sensie których mało kto raczy pamiętać.
Świętować będziemy narodziny Tego, który za nas poświęcił życie.
To nie tylko dekoracje, zabawa, zastawione suto stoły i paczki pod choinką!
Poświęćmy więc czasem minutę lub dwie drugiemu człowiekowi.
Co w życiu tych krzyczących kolejkowiczów na poczcie zmieniły dwie minuty oczekiwania więcej?Nic.
Nie w takim świecie chcę, żeby żyło moje dziecko, bo mnie kiedyś zabraknie i nie uchronię jej przed chamstwem, bezdusznością i brakiem czucia...
Czasem wychodzę z domu z niechęcią kiedy trzeba przebrnąć przez moje miasto- dżunglę.
Kierowcy na drogach wciskają się jeden przed drugiego, bo JA muszę być gorą, bo MOJE auto lepsze i nie będę jechał za starym punciakiem, bo MOJE jest mojsze itd...
Trąbienie, wyklinanie i grożenie pięściami przez szybę.
Normalka.
Jest im z tym dobrze?
Wątpię.
W supermarketach walka na wózki sklepowe trwa w najlepsze, szybciej, więcej, biegiem do kolejki...
Nie chcę takich świąt.
Chcę czuć, że to ważny moment dla mnie i mojej rodziny.
Chcę spokoju i radości, a nie klapnięcia przy wigilijnym stole po tej bitwie w chorej dżungli.
Może innych to obejdzie, może spędzą ten czas jak zwykle, na szybko, z pełnym brzuchem przed telewizorem.
Ja nie chcę.
Takie święta nie są na mój poziom odczuwania.
Nie na zimno.
Nie jak ryba.
Taką ktoś sobie mnie wymyślił.
Wrażliwość jest częścią mojej natury.
Myślę o tym, czego doświadczam na codzień.
Nie czuję się od nikogo lepsza ni gorsza.
Dostałam wrażliwość ze skłonnością do nadwrażliwości.
Płaczę może częściej niż inni, ze szczęścia, ze zmartwień, ze wzruszenia.
Cóż począć? Trza z tym żyć i tyle.
Kiedyś już pisałam, że oswoiłam się z tą nadwrażliwością i polubiłam ją nawet.
To dzięki niej powstaje tak wiele.
Dzięki niej kolor widzę nawet w szarości...
Zdjęć wrzucam kilka, żeby Wam tak strasznie nudno tylko z moim gadaniem nie było ;)
Część moje dziecięcej, nadwrażliwej natury stworzyła szarą pannę długonogą widoczną powyżej.
Z nadwrażliwości więc wyrastać nie chcę, dorastać też wcale nie zamierzam.
Jeśli ten dorosły świat musi być taki paskudny, to nie chcę być jego częścią.
Wolę czuć na całego, kochać do upadłego i cieszyć się drobnostkami każdego dnia!
I zwruszać niezmiennie cytatami z "Kubusia Puchatka"...
Wierzę, że po tej drugiej stronie siedzicie Wy, ludzie, którzy zimne ryby preferują tylko w galarecie.
Prośba więc do Was, przelejcie czasem nieco ciepełka na tych pędzących, nabzdyczonych, w kolejkach i na ulicach. Może w końcu oczy im się otworzą, a może zwyczajnie zejdzie z nich nieco powietrza, kiedy doświadczą gestu, którego najmniej się spodziewają? Czasem chamstwo wytrąca z równowagi zwykły uśmiech... próbujemy?
Pozdrawiam
Wasza A.