Obserwatorzy

niedziela, 29 grudnia 2013

Zostały jeno okruszki

Tyle przygotowań i już po wszystkim...
Nie wyrobiłam się rzecz jasna z wieloma planami, ale chyba czas przywyknąć do takiego stanu rzeczy ;)
Święta Wielkanocne powinnam chyba już zacząć przygotowywać, jeśli chcę zdążyć chociaż w połowie hihi.
Za wszystkie cudowne życzenia dziękuję Wam pięknie.
Beatce za śliczną kartkę, Małgosi również. To niezwykła sprawa dostać do rąk coś, co wykonano z myślą o nas. Zachowam na pamiątkę, bo w natłoku sms'ów i maili taka kartka ma moc niezwykłą :) Dziękuję też za pamięć Folwarkowi Łękuk, a dokładniej pani Izie i panu Krzysztofowi :) Dzięki Kochani! Mam nadzieję na wiosnę uściskam Was osobiście. W końcu voucher na weekend w Folwarku leży i czeka  na właściwy moment ;)

Po świątecznych smakołykach zostały tylko okruszki. Tylko uszek narobiłam jak dla pułku wojska i w zamrażarce wylądowało jeszcze dokładnie 207 sztuk. Będziemy się więc obiadować wigilijnie od czasu do czasu wspominając tegoroczne świętowanie.

Czas wrócić do zajęć codziennych i pracy twórczej. Kieszeń pusta, a opłat będzie jakby więcej, więc nie ma co siedzieć z założonymi łapkami ;) Zatem w towarzystwie moich misiowych stworów ruszam do boju :)




W Nowy 2014 Rok wejdę z głową pełną planów i marzeń, które ostatnio spełniają się w tempie jakby szybszym... Kumulacja szczęścia poprostu :)
Pochwalę  się Wam jeszcze ślicznymi nagrodami, które wygrałam w konkursie na świąteczne zdjęcie:



Śliczny pojemnik z foremkami i termometr firmy Green Gate zawitały u nas po radosnej informacji o sukcesie malutkim mojej świątecznej fotki. Konkurs organizowany był przez sklep Wonder Home
i blog "Uwielbiam czarować w domu", na łamach którego czaruje czarodziejka Joasia.
 Dziękuję ślicznie zarówno Joasi, jak i sklepowi Wonder Home, tym bardziej, że termometr w paczce uległ zniszczeniu i dla pełni mojego szczęścia wysłano do mnie drugi :))

Uciekam działać szyciowo. Wpadnę jeszcze przed końcem starego, żeby życzyć Wam szczęścia na Nowy Rok.

Ściskam Kochani

Wasza A.

wtorek, 24 grudnia 2013

...i po co to wszystko?

Piękny czas, prawda? Wszystko aż furczy w szale przygotowań. Nasze aktualne dni i godziny wypełnione są tradycjami  cudownymi, najróżniejszymi w zależności od regionu, domu, rodziny.
Tyle tego, że aż serce rośnie. Feria kolorów, obłęd smakowo-zapachowy.
Mimo różnorodności jest jednak punkt wspólny wszystkich tych cudownych zwyczajów. Choinka? Karp?Pierogi? Jest coś więcej. Coś, o czym jakoś tak dziwnie mówić głośno. Niby o wszystkim można rozmawiać, ale jak wchodzi się na ten temat robi się jakoś tak....
Bóg- mój, Wasz, nasz. To Jego narodziny właśnie zaczynamy świętować i o Jego obiecanym powrocie powinniśmy pamiętać.
Mówić glośno o tym, że wierzymy jest czasem trochę niewygodnie. Niby naród katolicki, niby większość targa teraz całe siaty zakupów w wiadomym celu, ale czy faktycznie pamiętamy jaki jest cel?
Mówić głośno o Bogu trochę "siara", lepiej nie zostać uznanym za dewotkę, albo "nawiedzonego"... Siara, to raczej strojenie się w cudze piórka.Udawanie kogoś, kim się wcale nie jest...
Nie chcę tu nikomu nic wytykać, nie o to chodzi. Też mam na koncie sporo błędów, wątpliwości, ucieczek daleko i dalej od Tego, który dał mi wszysko mimo wszystko... Dzisiaj jednak nie potrafię i nie chcę bezmyślnie wieszać bombek na choince nie pamiętając o tym, co najważniejsze. Za duża ciąży na mnie odpowiedzialność. Nie kiedy stoi obok moja córka. Przecież nie mogę wpajać jej, że to tylko czas strojnych choinek i pełnego brzucha.
Polskie tradycje są piękne. Ważne, żeby przetrwały uciekający czas i oparły się nowomodnym zwyczajom. Najważniejsze jednak, żeby pamiętać po co to wszystko. Ważne żeby przystanąć na tych parę dni i zamiast gapić się ślepo w TV kolejny rok z rzędu śmiejąc się, że "Kevin sam w domu", chwycić najbliższych za ręce i pobyć ze sobą.
Kochani tego właśnie Wam życzę z całego serca, żebyście w sobie odnaleźli odpowiedź na pytanie: "Po co to wszystko?". Cieszcie się każdą podarowaną Wam wspólną chwilą i pamiętajcie o Nim. To dzięki Niemu spotykamy się przy stołach i dla niego śpiewać będziemy cudne polskie kolędy.
Sobie życzę stawać się codziennie lepszą matką, partnerką, przyjaciółką, lepszą chrześcijanką
Sobie też życzę spotkać jak najwięcej z Was na swojej drodze w Nowym Roku, nie w sferze blogerskiej, ale realnie. Nie wszędzie dałam radę dotrzeć w roku mijającym, nie każego odwiedzić, nie ze wszystkich zaproszeń skorzystałam. Wybaczcie proszę, postaram się to zmienić.
Życzę Wam Kochani szczęścia, budujcie je z najmniejszych nawet dobrych chwil, maleńkich radości, najdrobniejszych przejawów Bożej obecności. Widać ją wszędzie, wystarczy tylko otworzyć oczy...


Wesołych Świąt!

Wasza A.



piątek, 20 grudnia 2013

Poziom odczuwania

Są ludzie ryby, zimne ryby.
Wszysto im jedno i wszystko po nich spływa tak poprostu.
Potrafią ze stoickim spokojem kalkulować każdy element swojego życia, co się opłaca, a co nie.
Nie patrząc na emocje i uczucia innych tak poprostu dbają wyłącznie o swój interes.

Post do krótkich nie będzie należał, więc przygotujcie sobie chwię.
Jak zwykle przy długich postach proponuję odłożenie go na inną okazję, jeśli czasu u Was właśnie niedostatek.
Ja też pędzę, lecę i nie wyrabiam, ale przemyśleń zebrało mi się nieco i spać nie pozwolą, więc postanowiłam przelać je na bloga.

Są sytuacje, nad którymi tak zwyczajnie przejść do porządku dziennego nie potrafię.
Nie na zimno.
Czasem dotyczą mnie bezpośrednio, a czasem tylko z pozoru nie dotyczą mnie wcale.
Myślę.
Cytując Kubusia Puchatka " Myślenie jest trudne, ale można się do niego przyzwyczaić..."
Myślę więc o sprawach kilku, które jednak łączą się w jedno.

Spokojnie, zaraz z tego słownego chaosu zacznie wyłaniać się sedno... ;)

Byłam ostatnio na poczcie, w zasadzie na poczcie jestem dość często, ale nie zawsze ma to większe znacznie.
No może to, że na poczcie, którą odwiedzam ostatnimi czasy pracują naprawdę przemiłe panie  :)
Te przemiłe panie pozwoliły  pewnej innej, mocno starszej, wspierającej się na kulach pani, podejść do okienka bez kolejki.
Niby nic dziwnego, szczery, naturalny i jak najbardziej właściwy odruch.
Ten gest spowodował jednak całą lawinę słów, krzyku wręcz i tym samym zapadł w moją pamięć.
Pozwolilam sobie stanąć w obronie staruszki i natychmiast atak słowny skierowano w moją stronę.
Czy mnie to zabolało?
Niekoniecznie, przeraziło jednak, że można w ten sposób...
Ludzie tracą czucie.
Serca służą jedynie jako pompy ssąco tłoczące bez zdolności do głębszego odczuwania...
Takiego świata nie chcę, nie dla mnie, nie dla moich bliskich.
W takich momentach myślę, że bardzo przydałby się reset, bo kierunek w którym to wszystko pędzi nie jest najlepszy...
Idą święta, cholernie ważne święta o sensie których mało kto raczy pamiętać.
Świętować będziemy narodziny Tego, który za nas poświęcił życie.
To nie tylko dekoracje, zabawa, zastawione suto stoły i paczki pod choinką!
Poświęćmy więc czasem minutę lub dwie drugiemu człowiekowi.
Co w życiu tych krzyczących kolejkowiczów na poczcie zmieniły dwie minuty oczekiwania więcej?Nic.
Nie w takim świecie chcę, żeby żyło moje dziecko, bo mnie kiedyś zabraknie i nie uchronię jej przed chamstwem, bezdusznością i brakiem czucia...

Czasem wychodzę z domu z niechęcią kiedy trzeba przebrnąć przez moje miasto- dżunglę.
Kierowcy na drogach wciskają się jeden przed drugiego, bo JA muszę być gorą, bo MOJE auto lepsze i nie będę jechał za starym punciakiem, bo MOJE jest mojsze itd...
Trąbienie, wyklinanie i grożenie pięściami przez szybę.
Normalka.
Jest im z tym dobrze?
Wątpię.

W supermarketach walka na wózki sklepowe trwa w najlepsze, szybciej, więcej, biegiem do kolejki...
Nie chcę takich świąt.
Chcę czuć, że to ważny moment dla mnie i mojej rodziny.
Chcę spokoju i radości, a nie klapnięcia przy wigilijnym stole po tej bitwie w chorej dżungli.

Może innych to obejdzie, może spędzą ten czas jak zwykle, na szybko, z pełnym brzuchem przed telewizorem.
Ja nie chcę.
Takie święta nie są na mój poziom odczuwania.
Nie na zimno.
Nie jak ryba.

Taką ktoś sobie mnie wymyślił.
Wrażliwość jest częścią mojej natury.
Myślę o tym, czego doświadczam na codzień.
Nie czuję się od nikogo lepsza ni gorsza.
Dostałam wrażliwość ze skłonnością do nadwrażliwości.
Płaczę może częściej niż inni, ze szczęścia, ze zmartwień, ze wzruszenia.
Cóż począć? Trza z tym żyć i tyle.
Kiedyś już pisałam, że oswoiłam się z tą nadwrażliwością i polubiłam ją nawet.
To dzięki niej powstaje tak wiele.
Dzięki niej kolor widzę nawet w szarości...


Zdjęć wrzucam kilka, żeby Wam tak strasznie nudno tylko z moim gadaniem nie było ;)
Część moje dziecięcej, nadwrażliwej natury stworzyła szarą pannę długonogą widoczną powyżej.
Z nadwrażliwości więc wyrastać nie chcę, dorastać też wcale nie zamierzam.
Jeśli ten dorosły świat musi być taki paskudny, to nie chcę być jego częścią.
Wolę czuć na całego, kochać do upadłego i cieszyć się drobnostkami każdego dnia!
I zwruszać  niezmiennie cytatami z "Kubusia Puchatka"...


Wierzę, że po tej drugiej stronie siedzicie Wy, ludzie, którzy zimne ryby preferują tylko w galarecie.
Prośba więc do Was, przelejcie czasem nieco ciepełka na tych pędzących, nabzdyczonych, w kolejkach i na ulicach. Może w końcu oczy im się otworzą, a może zwyczajnie zejdzie z nich nieco powietrza, kiedy doświadczą gestu, którego najmniej się spodziewają? Czasem chamstwo wytrąca z równowagi zwykły uśmiech... próbujemy?

A co do przygotowań świątecznych polecam rekolekcje z dwoma wilkami ;)

Pozdrawiam

Wasza A.







poniedziałek, 16 grudnia 2013

POWOŁANIE

Idąc tropem szkół, w jakich naukę pobierać było mi dane, miałam być germanistką tudzież altowiolistką ;)
Cóż jednak począć, że powołaniem moim szmatki? Nic.
Poddałam i oddałam  im się bez reszty...
Uwielbiam szyć, wymyślać nowe, kroić i tworzyć  całość.
Właśnie COTTONI weszło oficjalnie do rejestru firm :)
Przeżywałam ten fakt mocno, jak egzamin dyplomowy prawie.
Stało się, klamka zapadła a ja jestem przeszczęśliwa:)
Właśnie otworzyłam nowe drzwi i wierzę, że za nimi czeka mnie coś niesamowitego :))))
Strachu owszem, sporo było i ciągle gdzieś pod skórą nieco  zostało.
Jednak z takim wsparciem, jakie dostałam odstatnio, ech...
Matek i ojców początku (mam nadzieję wielkiego...) sukcesu
jest kilka.
Ci wszyscy, którzy kopali mnie w zadek w kierunku właśnie obranym:
Guziczek, Ireczek, Wiolcia, Julka, Marta, Magda, Ola...
Przecudowne kobiety z PUP
Pani Aneta kochana
dziecię moje jedyne...
Jak się nie uda będzie na Was  :P 
Żartowałam, hehe ;)

Nie rozpisuję się dzisiaj, bo pracy jeszcze sporo.
Poniżej efekty szycia weekend'owego:

A już w środę wypatrujcie w TVP 2 w programie "Pytanie na śniadanie"
uroczej pani Anety w jednej z nowych kreacji fartuszkowych ;)

"Zakochany fartuszek"

"Zbyszko trzy cytryny" ... w wersji pani Anetki "Jaśko trzy cytryny" :)


i "Pani śliweczka"

Pozdrawiam Was serdecznie z początkiem tygodnia

Wasza A.





piątek, 13 grudnia 2013

Trzy ważne sprawy...

Ja tylko na chwileczkę...
Ważne sprawki mam trzy.
Po pierwsze i po drugie dwoje moich maleńkich dzieci wyruszyło właśnie z misją konkursową.
W takim wymiarze misiów jeszcze nie robiłam, ale miały być choinkowe,
więc trzeba było się zminimalizować ;)
Mimo mikro wymiarów pracy było niewiele mniej, niż przy dużych.
Mam więc nadzieję, że...
zobaczymy czy komisja konkursowa ma słabość o misiowatych ;)


Jeśli pochuchacie na szczęście, to może mam szansę ;)


To były sprawki nr 1 i nr 2.
Teraz trzecia, ważniejsza o wiele...
Kochani na blogu AsiaMi- pomysłowa mama
trwa candy.
Po prawej stronie mojego bloga znajdziecie zdjęcie, przez które przejdziecie bezposrednio na stronę Asi.
Jeszcze macie czasu sporo, żeby się załapać na szansę wygrania szafki bibliotecznej.
Szafeczka jest śliczna  i przydałaby się ogromnie w mojej nowej pracowni,
której wielkie otwarcie już w styczniu, ech.... aż mnie w brzuchu łaskocze z radości :)
Wracając do sedna...
Szans można mieć kilka, bo candy połączone jest akcją charytatywną.
Wpłacając na konto fundacji 5 lub 10zł, możecie oddać 5 lub 10 głosów.
Akcja organizowana jest z myślą o dzieciach, więc cel wart puszczenia w świat.
Candy trwa do 31 grudnia.
Biegnijcie się zapisać ;)

Pozdrawiam i cudownego weekend'u życzę

Wasza A.


czwartek, 12 grudnia 2013

DŻINGUŁ BEL, DŻINGUŁ BEL....

Ulubiona piosenka  świąteczna mojej słodkiej bratanicy Zuzi, to właśnie " Jingle bells".
W każdym aranżu już po pierwszych nutkach wiedziała dobrze co jest grane ;)
Ucho muzyczne po pradziadku Stefanie, którego niestety nie ma już z nami
i mam nadzieję troszkę po cioci też ...
Śpiewała zawzięcie swoje "...dżinguł bel, dżinguł bel...", aż płyta odmówiła współpracy.
Kiedy podrosła nieco niestety zaniechała "dżingułbelowania" ;)

Stacje radiowe już puszczają swoje przeboje Xmas'owe, a kolęd w polskiej wersji językowej jakoś brak...
szkoda.
Klimacik świąteczny dookoła czuć jak kapustę na korytarzu w moim bloku- intensywnie i zachęcająco.
Znaczy się sąsiedztwo już uszka i pierogi kleci
( tak na marginesie zimą uwielbiam wręcz zapach kiszonej ;)
Ja walczę dalej przy maszynie, choć to walka mocno  niewyrównana.
Niestety zegara i kalendarza nie da się ani oszukać, ani przegonić.
Robię co mogę i doba wciąż za krótka...
Oby zostało choć nieco czasu na  porządki, bo inaczej w tym moim twórczym bałaganie
trudno będzie dostrzec śwąteczne akcenty...

Szybciutko klecę coś do domu w tzw. międzyczasie.
Proste formy sprawdzają się najlepiej.
Przy okazji przetwarzam rzeczy, które w zasadzie powinny już wylądować w koszu.
Resztki tego i tamtego, ścinki, skrawki i stare orzechy.


Szyszki nazbierane nie pamiętam już kiedy.
Jakaś wyprawa na grzyby, których nie było, zaowocowała  całą reklamówą szyszeczek :)
Przydały się nie raz, a teraz  spożytkowałam całą resztę.


Moje kulki styropianowe też dostały nowe ubranka.
Ścineczki, trochę szpilek i voila :)


Fartuszkuję i miśkuję oczywiście też, ale wiele z prac wprost spod igły
leci w ręce nowych wlaścicieli.
Z braku czasu nie wszystkie więc doczekały się zdjęć.
Wczoraj wieczorem wykończony fartuszek miał nieco więcej szczęścia



Mały prezencik zrobiłam sobie już sama :)
Szczęśliwie dla mnie okazało się, że w EMPIKU można płacić punktami payback 
i oto dostałam dzisiaj moją śliczną, absolutnie wyjątkową knigę :)))))


Doczekać się nie mogę kiedy cały dom zaśnie, a ja powolutku,
z wielkim namaszczeniem przekartkuję całe tomisko :)
Nareszcie będzie też okazja do odkurzenia mojego niemieckiego.
Dobrze, bo wkrótce bardzo mi się przyda, a przez ostatnie lata wywietrzał nieco z głowy.

Wracam do pracy...
Ściskam Was Kochani

Wasza A.

niedziela, 8 grudnia 2013

Daleko w lesie

Właśnie tam jestem z przygotowaniami świątecznymi... daleko w lesie.
Zawładnęła mną praca twórcza plus papierologia.
Dzięki dobrym duszom wokół mnie jakoś ogarniam jeszcze siebie, ale domu to już wcale.
Dzięki dobrym duszyczkom od stycznia zaczynam nowy etap w życiu.
Tyle zmian, że dzięki Ci Panie za Persen. 
Jeśli jeszcze tylko zwiększysz dopuszczalną dawkę dzienną, to już będzie całkiem dobrze.
To tak  żartem oczywiście, ale co prawda, to prawda, stresik mam spory,
a już niedługo powiem Wam dlaczego.
W lesie z przygotowaniami do świąt jestem bardzo głębokim
i czasem tylko z tego lasu jakieś niedźwiedzie do mnie wyłażą...


A jak tam u Was?
Dajecie radę ze wszystkim?

Najlepszego na nowy tydzień życzę i pozdrawiam serdecznie

Wasza A.

piątek, 29 listopada 2013

Lali lalą lala i historia pewnego serduszka :)

Wczoraj było do kitu...
Telefon z PUP zwiesił mi  nos na kwintę.
Miętciutki taki duch we mnie, że skrzydełka opadły i tyle.
Decyzja negatywna rozwaliła cały plan dnia i nawet moje dzielne ramię obok nie pomogło.
Cmoki w czoło, dobre wino- nic.
Do wieczora łaziłam jakaś taka byle jaka.
Póżniej jednak odebrałam telefon, w którym pewna Wiolka złapała mnie  za oba ramiona
i potelepała konkretnie.
Tupnęła nogą i cóż, trza się było zacząć zbierać z gruntu.
Nie było łatwo, ale jeszcze jedna dobra duszyczka rzekła mi słowa tak radosne,
że ze wzruszenia ślozy poleciały strużką po policzkach.
Dzisiaj podśpiewuję po nosem, bo wiem, że będzie dobrze :)
Kurka rurka musi być dobrze  prawda?! ;)




Dziękuję za Wasze kciuków trzymanie.
Mam nadzieję, że nie przeszkadzały zbytnio w pracy twórczej ;)
Ja zabrałam się dzisiaj ostro do roboty.
Od decyzji się odwołam i zobaczymy ;)
Tak czy tak, wiem co robić dalej.
Szyć, szyć i szyć podśpiewując cichutko lali lalą lala :)
Mam przecież szczęście ogromne, a że czasem na chwilę czarne chmury coś nad głowę nawieje...
Są ludzie, którzy skutecznie je przeganiają kiedy mnie samej siły w płucach brak, żeby tą czerń zdmuchnąć.

Potwierdzeniem na szczęście jest zdjęcie poniżej:


Taki oto ptaszek przyleciał do mnie od DERVA WOODWORKING STUDIO
Piękna robota!
Ja wypakowując to cudeńko ze skrzyneczki czułam się jakbym miała w rękach kryształ nie drewno.
Wygłaskane, wychuchane z taką precyzją i miłością do tego surowca, że wprawia w  zachwyt prawdziwy.
Wygrane candy, radość wielka i możliwość poznania nowych ludzi z niezwykłą pasją.
Polecam Wam odwiedziny na ich stronie ;)

A ja miśkuję i fartuszkuję dalej, bo do tego mnie powołano i kropka :)


Miłego weekend'u Moi Mili!

Pozdrawiam
Wasza A.

środa, 27 listopada 2013

Ważny dzień, wielkie emocje

Nerwy jak podczas obrony pracy magisterskiej...
Sporo pytań i moja paplanina.
Tak, dokładnie, w stresie gadam jak katarynka.
Takie przynajmniej sama odnoszę wrażenie.
Głowa buzuje, myśli przepychają się w niej bezczelnie i cisną na usta potokiem słów.
Skąd nerwy?
Przedwczoraj zebrałam się w sobie i złożyłam wniosek o dotację.
Tak.
Trzeba iść naprzód.
Wasza motywacja, wszystkie te ciepłe słowa...
Dziękuję za nie, dziękuję losowi za Was, bo odwagi we mnie wcześniej brakowało na tak zdecydowane kroki.
Uskrzydlacie, wspieracie, jesteście...
Teraz tylko trzymanie kciuków zostało i jeśli decyzje zapadną pozytywne
ruszam dziarsko w świat z moim COTTONI.
Dzisiaj zasiadłam przed szanowną komisją i przedstawiłam plan.
Poukładany był oczywiście idealnie, dopóki ust nie otworzyłam...
Po powrocie do domu powolutku docierało do mnie, że jeszcze to czy tamto miałam powiedzieć...
Trudno, klamka zapadła.
Trzeba czekać i liczyć na przychylność komisji.
Te szmatki to cały mój świat.
A że słowa z przemówienia Stev'a Jobs'a zapadły mi głęboko w serce
(polecam do odsłuchania: http://www.youtube.com/watch?v=lcZDWo6hiuI)
więc drogę swoją na przyszłość wytyczam w tym właśnie kierunku i zbaczać z niej już nie zamierzam  ani na chwilę.
Jak żyć, żeby być szczęśliwym?
Trzeba robić to, co robimy dobrze i co nas uszczęśliwa.
Proste, logiczne,prawdziwe...

Robię więc swoje i czekam na werdykt z nadzieją ogromną :)






Od wielu z Was dostałam cudowne rekomendacje.
Dziękuję i ściskam Was mocno.
Dzięki nim nie byłam tam sama.
Dzięki Wam wszystko może się udać.

Buziaków moc zasyłam i proszę o kciuków trzymanie razem ze mną.

Wasza A.
P.S... a jutro przedstawię Wam cudowny blog, cudownych osób, kóre z drewna robią co? Same cudeńka oczywiście :) Zapraszam z całego serca, bo i o sercu będzie tu mowa ;)




czwartek, 21 listopada 2013

Kulka śniegulka

Ja tylko na chwileczkę, bo jeszcze do maszyny zaraz siadam,a już kawałek po dziesiątej na zegarze...

Zakupiłam ja kiedyś worek cały kulek steropianowych.
Po co?
Bo fajne były i tanie były.
No i kupując więcej bardziej się opłacało.

Leżały w piwnicy trzy lata i się doczekały.
Dzisiaj powstały kulki śniegulki, które już czekają na Was w sklepiku Artillo ;)
Pachną anyżkiem, bo parę gwiazdek dodałam do ich dekoracji.

Szybka prezentacja foto i uciekam mówiąc Wam dobranoc...


Spokojnej nocy i kolorowych snów Kochani

Wasza A.

środa, 20 listopada 2013

Muzyczna rodzinka

Nie tylko więzy krwi tworzą rodzinę.
Przecież dzieci przysposabiane, mąż (z pozoru obcy człowiek), też są familią.
Przyjaciel, taki prawdziwy, bywa bliższy niż brat.
Wystarczy, że jest to człowiek, który nigdy nie zawiódł, któremu można ufać, z którym czas spędzany jest czasem bezcennym.
Takiego przyjaciela-brata ma mój I.
Obserwuję ich od jakiegoś czasu i serce rośnie jak się na nich patrzy.
Irek i Kacper- zespół jakich mało, a szkoda, bo warto brać przykład.

Rodzina im większa, tym lepiej.
Czasem rodząca się w bólach, czasem patchwork'owa...
Jaka by nie była dbać trzeba i chronić przed wszelkimi huraganami.

O mojej muzycznej rodzinie kiedyś już Wam pisałam.
Dzisiaj nieco więcej plus foto relacja z ostatniej próby.

Z chłopakami znamy się już od lat ponad dziesięciu.
Zespół ewoluował, skład się tasował, nazwa została zmieniona, 
ale ostatecznie wróciliśmy praktycznie do początku naszej działalności.
Został trzon czterosobowy, z którym zawsze pracowało się najlepiej.
Na pokładzie powitaliśmy nowego basistę, który mimo młodej krwi wpasowuje się w całość bardzo gładko ;)
Gramy. 
Śpiewamy.
Żartujemy
i jest moc.
Przegadane godziny, przejechane tysiące kilometrów.
Przeszliśmy razem sporo i mam nadzieję czeka nas więcej.
Żadne wyzwania nam nie straszne.
Impreza w Niemczech? A proszę bardzo, jedziemy i dzielimy się muzyką.
Bywa, że zmęczenie mocno daje w kość, ale każdy z nas lubi tą stronę życia, każdy za nią tęskni w okresie przestoju.







Kilogramy sprzętu, zwoje kabli, to caly nasz bagaż.
Czasem mocno się dziwię, jak chłopcy to ogarniają.
Szczerze ich za to podziwiam.
Ja ogarniam jeno swój kabel i mikrofon...

W naszym FreeOn'ie jest ten, co robi największy hałas, a na imię mu Przemysław (zwany też Szymonem)



Tomasz- klawiszowiec, gitarzysta i wokalista w jednym :)




Marek: gitarzysta i wokalista, no i nasz główny wodzirejujący w grupie :)



No i nasz najmłodszy: basista Łukasz :)
 (bronił się okrutnie przed aparatem, ale uparte ze mnie stworzenie i dopięłam swego ;)



No i ja- krtań pełna decybeli, które Bóg jeden wie skąd się  biorą.
Może dzięki temu, że tam mogę wyładować się konkretnie, taki spokojny i cichy ze mnie człowiek ;)




To właśnie cała moja muzyczna rodzinka.
Jeśli będziecie nas potrzebować
zapraszam na naszą stronę
www.free-on.pl

Dzisiaj żegnam Was już i uciekam do moich szmatek.

Tyle jeszcze do przygotowania, a czas pędzi....


Pozdrawiam


Wasza A.