Obserwatorzy

piątek, 31 sierpnia 2012

No i leje...

Nie jakieś tam kapu kap, tylko deszczysko konkretne, które zaczęło się w nocy. Przez sen słyszałam jak woda tłucze się na balkonie o moje doniczki z krzewinkami. Niebo zaciągnięte nad całym miastem. Ani skraweczka prześwitu nie widać. Szaro, ciemno i sennie. Oj, przydałoby się jeszcze tak potulać w poduszkę, jeszcze chociaż z godzinkę.Zawinąć się w kołdrę jak krokiet do barszczu i wyruszyć w jakąś podróż pod zamkniętymi powiekami. Wszystko wskazuje na to, że to chlapanko ptzeciągnie się do wieczora. Na szczęscie zdążyłam urwać sobie trochę mimozy koło domu zanim przemokła doszczętnie i trochę słońca stoi teraz na stoliku w kuchni.
Mimoza stoi sobie w kance po mojej babci. Kaneczka kiedyś była czerwona i mocno odrapana, została więc pomalowana i ozdobiona decoupage'em.

Uhh, muszę zaserwować sobie jeszcze jedną kawę i zabrać się do pracy...
Miłego dnia życzę wszystkim
Anka

czwartek, 30 sierpnia 2012

Lekarstwo na nerwy

... no właśnie nerwy... są tacy ludzie, którzy skonstruowani są praktycznie z samego egoizmu i chociaż chciałoby się podusić ich jak kaczki za to, co czynią innym myśląc tylko o sobie, niewiele można zrobić... Tłumaczyłam pewnej takiej osobie, że krzywdzi, że działa źle, że to i tamto można inaczej, lepiej... i co? NIC! Szkoda słów. Czekałam cierpliwie, starałam sie rozumieć, tłumaczyć każdy głupi ruch.Niektórzy nigdy jednak  nie dorosną, bo po co?! Jeszcze wymagania otoczenia co do nich by wzrosły i trzeba by sie starać... po co?

Dobrze,  że jest mój Pan I. Dobrze, że można oprzeć głowę o ramię, a on głaszcze tą moją czuprynę rozczochraną i słucha. Tak poprostu słucha. Nie wiem czy sam wie jak wiele to znaczy.... Kubek z kawą w ręku, moja pełna żalu paplanina i to ramię- wyspa moja bezpieczna.

Dobrze też, że mam ja swoją dłubaninę, którą można zająć ręce i głowę, kiedy żale już wylane. A jak już wszystko skończone, to jakoś tak łatwiej zrobić krok nad tym złym dniem i ruszyć w następny...
Z tego żalu wczorajszego i tych nerwów powstało stadko spore. Bez obaw jednak, w nich ani żalu ani nerwów kropelki nie znajdziecie ;)

Broszki i breloczki, kotki i pieski z bawełny w moje ulubione groszki. W najbliższą sobotę wybiorą się ze mną do Kamiennej Góry na ŚWIĘTO MLEKA.

poniedziałek, 27 sierpnia 2012

Relacja z jarmarku cz. I

Jarmark, jarmark i po jarmarku... Niestety nie dotarłam osobiście. Musiałam obśpiewać wesele razem z moim zespołem ( pięcioosobowa ekipa w składzie: Tomasz, Marek, Marek, Grzegorz i ja :). Wysłana przeze mnie delegacja spisała się jednak wyśmienicie. Moi rodzice razem z Natalką ostro działali nad marketingiem i efekty sobotniego wyjazdu są bardzo przyjemne. Pochwalić się mogę II nagrodą w konkursie na najciekawsze rękodzieło ludowe :) Dyplom jeszcze nie został oprawiony, a nagrodzona praca jeszcze w moich rękach, jeśli więc ktoś byłby zainteresowany Krasnalem Poziomką,  zapraszam do kontaktu ;)
 
Zdjęcia stoiska jarmarcznego przedstawię w poście kolejnym (sama jeszcze nie miałam okazji ich zobaczyć;)

piątek, 24 sierpnia 2012

Czasem bywa smutno...

Dokładnie tak.... Wczoraj było mi smutno i uczucie smutku przeciągnęło  się na dzisiejszy poranek... Niemiła rozmowa, niesprawiedliwe zarzuty, brak zrozumienia i przede wszystkim oskarżycielski ton... bolał mnie brzuch. Bolał do samego powrotu do domu.
Wypiłam herbatę, trochę przeszło. Dzisiaj boli znowu...
Dostałam szpilę w bok i za co? Za to, że najzwyczajniej w świecie jestem szczęśliwa. No właśnie, jestem szczęśliwa jak nigdy nie byłam. Pierwszy raz mam pełny zestaw tego, czego do poczucia szczęścia mi potrzeba. Tym szczęściem cieszę się tak bardzo, że mogłabym krzyczeć o nim pełną piersią, suszyć zęby  przez dzień cały uśmiechając sie od ucha do ucha,dzielić się nim z każdym przechodniem! I tak powsztrzymuję się od tej euforii od dłuższego czasu w obawie przed interwencją medyczną. Najwyraźniej jednak naprawdę szczęśliwym być poprostu nie wypada. Przynajmniej zdaniem niektórych... Sugestii, że wszyscy śmiać się będą nie rozumiem i zrozumieć wcale nie chcę. Jeśli ktoś miałby się śmiać z tego, że jest mi najzwyczajniej w świecie dobrze, to szczerze współczuję głupoty i jadu w sercu. Jeśli ktoś lepiej się czuł kiedy wszystko szło źle,kiedy miałam wokół siebie podłych, egoistycznych ludzi, kiedy cierpiałam tak, że żal ściskał mi gardło, niech idzie swoją drogą. Niech nie pyta co u mnie słychać, niech nie komentuje złośliwie czegoś, o czym nie ma pojęcia.
JESTEM SZCZĘŚLIWA!!! Mam ochotę wstawać rano, mam siłę się uśmiechać, mam chęć do pracy i przede wszystkim nie boję się jutra! Będę czerpać z tego szczęścia całą łychą! Wszystkim życzę tego, co czuję dzisiaj, co nareszcie czuć mi było dane! Życzę tego nawet tym, którzy kiedyś moje dni przemalowali na czarny kolor. Nie zapomniałam-wybaczyłam. Nie nienawidzę, bo nienawiść nienawidzącego niszczy od środka. Kocham i jestem kochana. Nie zamierzam się tego wstydzić! Dlaczego niby nie wolno o tym mówić głośno?! Bzdura jakaś! Nie zgadzam się, tupię obiema nogami i nie zgadzam się stanowczo! To tak jak z wiarą, wszyscy w koło niby wierzący, ale spróbujcie ot tak zacząć rozmowę o Bogu, tak chwaląc Go poprostu. Nie wolno!Po co narażać się na śmieszność. Jeśli więc radość z miłości kogoś śmieszy, to chcę być śmieszna! Dla mnie wiara=miłość.  I tak właśnie mam,że jak się cieszę to całą sobą, jak cierpię to każdą komórką mojego marnego ciała. Tak mam ja- Anka- wrażliwiec ze skłonnością do nadwrażliwości. Wrażliwcy- gatunek podobno piękny i niebezpieczny,przede wszystkim jednak zdolny do rzeczy wielkich i niezwykłych. Dzięki nim ten świat ma poezję i prozę, muzykę i sztukę maści wszelakiej. Dzięki nim ten świat jest pełen wzruszeń, łez szczęścia i smutku. Dzięki nim nie jest siekierą rąbany w sześcian. Bez nich byłby QUADRATISCH- PRAKTISCH- GUT- nudny do bólu. Swoją nadwrażliwość zaakceptowałam, polubiłam i oswoiłam. Jeśli ktoś nie kupuje mnie takiej, bardzo mi przykro, tak jestem skonstruowana. Tak KTOŚ mnie sobie wymyślił. Nie zmienię tego. Nie zamierzam nawet próbować dopasować się do oczekiwań, które wypaczyłyby mnie samą. Taka jestem. Cieszę się jak dziecko z rzeczy, obok których ktoś inny przeszedłby nie zauważając nawet. Wszystko, czego doświadczam staram się czuć najmocniej jak tylko się da- SZCZERZE. KOCHAM kogoś, kto zabiera mi siatki z rąk, choćby nie wiem jak lekkie były, kogoś kto słucha i myśli, kogoś kto nie ma w sobie ani odrobiny chamstwa i kłamstwa. Kocham kogoś przy kim poczułam się jakbym po długiej, ciężkiej i pełnej złych przygód podróży wróciła wreszcie do domu. Kocham kogoś, dzięki komu  każdego dnia rosnę w siłę. Z radością nad tym wszystkim nie będę czekać do przyszłego roku, do jutra... Czy wiem ile czasu mi zostało, jak nie wiem ?! Cieszę się dzisiaj i będę cieszyć się jutro. Będę się uśmiechać pokazując pełen garnitur zębów i mam nadzieję, że będziecie szczerze cieszyć się ze mną. Garnek pełen szczęścia wyjem do ostatniej kropelki, a złośliwe osy niech lecą sobie gdzie indziej...
Oooo, wygadałam się i już mi lepiej :)
Pozdrawiam i szczerej radości życzę każdego dnia
Anka

środa, 22 sierpnia 2012

Nowa torebka i spontaniczny wypad za miasto

Nowa torebka dołącza do zbioru torebek różanych. Tak mnie trochę różyczkami zasypało (robione z resztek tkanin), więc trzeba było znaleźć dla nich zastosowanie.
Tak więc stadko różyczek osiadło na tkaninie o strukturze lnu i chyba im tam dobrze...

W niedzielę moja szwalnicza działąlność nieco podupadła. Spontanicznie wyrwaliśmy się z miasta i pognaliśmy do zamku Frydlant. Śliczne miejsce, świetnie zachowane, komnaty pozostawione w stanie kompletnego umeblowania-cudo!!!Naprawdę warto pojechać. Pamiętajcie jednak o odwiedzinach na stronie internetowej zamku (tej oryginalnej) i sprawdzeniu kiedy polski przewodnik wprowadza swoje grupy. Wejście bez przewodnika jest niemożliwe!
Trochę złapaliśmy oddechu, nałapaliśmy promieni słońca we włosy i wróciliśmy do domu z uśmiechniętymi gębusiami i pełni nowej energii.

i powrót radosny do domu.
Dla młodszej części wycieczki, tj. dla mojej Natalki i jej koleżanki również Natalki, ten etap podróży okazał się najbardziej atrakcyjny. Dlaczego? Bo samochód typu cabrio dał im możliwość machania do wszystkich mijanych samochodów na prawo i lewo. Radość nieopisana wręcz dopadała dziewczyny, kiedy tylko ktoś pozdrowił je zwrotnie, co ku memu zaskoczeniu dzialo się niezwykle często . Jednak w narodzie sporo jeszcze zostało życzliwości :) Jeśli ktoś z Was mijał nas na trasie do Legnicy pozdrawiam raz jeszcze serdecznie, tym razem już bez machania;)
Wszystkim pozostałymprzemiłego dnia życzę...
Wasza Anka


sobota, 18 sierpnia 2012

Różanecznik

No i udała się :)!
Moja różana torebusia w obłędnie romantycznym stylu :)

Dzisiaj kończę parę nastepnych ,a  jeśli pogoda, a co za tym idzie światło w domu będzie wystarczająco dobre, to prezentacja foto nastąpi już  we wtorek.
Praca wre i z radością patrzę jak zapełnia się kolejny kartonik rzeczy przygotowywanych na jarmark. Uhuhu, doczekać już się nie mogę :)!!!

piątek, 17 sierpnia 2012

Nowe życie starego słoika

Jak już mówiłam nie wyrzucam! Z wyrzucaniem problem mam dość spory.Dzięki temu jednak kiedy zapala mi się żaróweczka w głowie z jakimś pomysłem poprostu sięgam na półkę, do szafki, do skrzyni i znajduję to, czego właśnie mi trzeba. Wstążki, ceramiczne ptaszki, słoje po kawie też były pod ręką, więc należało w końcu połączyć je w całość. I tak oto mogę Wam przedstawić owoc dni ostatnich- trzy cukierkowe pojemniki na co tylko dusza zapragnie- guziczki, cukierki, skarby z wakacji...

Dzisiaj dotarły wreszcie moje wizytówki. Ja osobiście jestem zadowolona z efektu :) Przyciągaja oko, a o to również chodziło...
Siadam zaraz do maszyny kończyć torbę, którą zaczęłam wczoraj wieczorową porą. Miłego wieczoru i spokojnej nocy życząc żegnam Was Moi Drodzy!
Anulka

czwartek, 16 sierpnia 2012

Świnko Ty moja!

Obiecałam napisać o zdobyczach wakacyjnych i o tym też będzie. Zacznę jednak od wakacyjnych porządków w moim komputerze, gdzie odnalazło się jeszcze zdjęć pare, którymi z Wami chciałabym się podzielić.
Po pierwsze ŚWINKA:
Sama nie wiem dlaczego do tej pory uszyłam tylko jedną... Świnka swoim różowym ryjkiem rozśmieszała wszystkich bezwzględnie. No pocieszne to to jak nie wiem co, nieprawdaż ? Czasem aż trudno uwierzyć mnie samej ile różnych rzeczy można stworzyć z kawałka teoretycznie zbędnego materiału.Stąd rodzi się problem- zbieractwo mocno zaawansowane... Moje 49m powierzchni mieszkalnej kurczy się w oczach dosłownie. Jakby na blogu nastała brzęcząca w uszach i kłująca w oczy cisza, znaczy że mnie zasypalo, zakopało i czas na odsiecz!Licząc wtedy na Waszą pomoc będę oczekiwać aż przybędziecie i chwycicie łopaty w dłoń! ;)

Po drugie COŚ NA CHŁODNE DNI:

Jeśli komuś bywa zimno w łapki proponuję uszycie słodkich rękawiczek z filcowanej wełny. Wachlarz możliwości zdobniczych szeroki, że ho ho! Te akurat dosłodziłam haftem supełkowym, który jest dość szybki w wykonaniu i baaardzo efektowny.



Po trzecie PREZENTY DLA BLIŹNIĄT:

Podobno bliźnięta lubią mieć wszystko takie samo... No nie wiem. Znałam ci ja kilka takich par ( tu pozdrawiam Agatę i Beatę, oraz Kasię i Joasię) i stwierdzam, że cech jednakowych tyle, co kot napłakał. Skrajnie różne osobowości, upodobania, marzenia... Dlaczego więc co niektórzy rodzice swoje bliźniacze parki traktują sami jak przez kalkę rysowanych? Takie same ubranka, zabawki. Że się nie pogubią które jest które, hmmm ;) Jeśli jednak ktoś parcie ma wielkie na obdarowywanie bliźniąt jednakowymi prezentami mogę wykonać kilka egzemplarzy takiej samej zabawki.



Wykonywanie ich jednak w większych ilościach, bez dokonywania zmian, byłoby chyba niezbyt fajne. Z manufaktury zrobiłaby się produkcja masowa, a sama o tym myśl przyprawia mnie o dreszcze, brrr......

Po czwarte TOREBECZKA:

Niektóre kobiety nałogowo kupują buty (oj, gdybym tak milony miała, to wszystkie kolory tęczy bym zaliczyła, ach...), inne zaś szczyca się kolekcją torebek pasujących do wszelkich kreacji. Ja nie dałabym rady ciągle przekładać się z torebusi do torebusi. W torebce mam wszystko poprostu, czasem nawet sama nie wiem co dokładnie tam się mieści, więc sami rozumiecie- kolor nieistotny, byle pojemna była. Lubię je jednak szyć dla innych :) Lubie wyzwania materiałowe, że niby taka brzydka tkaninka,że na nic sie to już nie nadaje... a właśnie że się nadaje! Nawet swterek wełniany świetnie się nadaje, wystarczy głową ruszyć ;)




Po piąte ANIOŁ:

... bo ktoś nad tym wszystkim czuwać powinien. Moja głowa nieco roztrzepana, za dużo myśli w jednej sekundzie. Zdecydowanie nie dla mnie leżenie brzuchem do góry. Tyle, że czasem zamiast zając się czymś na ten moment bardziej istotnym, ja sobie dziubię swoje, albo przekładam z miejsca na miesce moje tkaniny, wyglądając przy tym jak mały dzieciak w sklepie z cukierkami. Wtedy moim czuwającym jest mój pan I. Wystarczy, że popatrzy i już wiem w czym rzecz. Kiedyś chyba dorobię skrzydełka i jemu.




Anioł na zdjęciu obok jest już własnością pewnej przemiłej pani Elżbiety K.. Anołów było sporo, nie wszystkim jednak udało mi się zrobić zdjęcie, bo światło nie takie, dzień pochmurny lub zabiegany i poszły lub poleciały sobie anieliska w świat. Mam nadzieję, że sprawiaja komuś dzisiaj radość nie mniejszą niż mi, kiedy je szyłam.

Cóż, o łupach z wakacji opiwiem już chyba jutro... rozpisałam się dzisiaj nieco, a jeszcze tyle do zrobienia...
Pozdrawiam cieplutko i zapraszam już wkrótce :)
Anka

Ślimaczków c.d.


Nareszcie udało mi się wykończyć jeszcze kilka ślimaczków. Wykończyć rzecz jasna w sensie roboczym, a nie niszczycielsko- depczącym te małe, biedne zwierzątka. Jeszcze trochę zabawek przygotowywanych na jarmark jest w stanie tzw. proszku. Mam nadzieję, że wystarczy mi czasu na dokończenie wszystkiego w terminie do przyszłej soboty...
Do jarmarcznego koszyczka dorzucam też misia lnianego. Zdało by się nadać bidulkowi jakieś imię, ale chwilowo pomysłów brak. Może jakieś propozycje? ;)
Ponadto kocie broszki:
i kota lawendowego:
Obiecałam organizatorom, że na moim straganie pojawi się sporo zabawek wykonanych z lnu i słowa zamierzam dotrzymać. Skąd nacisk na len? A stąd, że Chełmsko Śląskie, gdzie odbywać się będzie cała impreza, słynie właśnie z lnu. Kto tam jeszcze nie był niech gna co tchu,  bo miejsce naprawdę urokliwe,a i fajnych ludzi można poznać i posłuchać. Ludzi, którzy chętnie opowiedzą ciekawe historie związane z domkami tkaczy i nie tylko, i skutecznie zarażą chęcią powrotu w te malownicze okolice.
Oprócz zabawek pojawią się na moim stoisku również torby, poduszki, pojemniki na drobiazgi i wiele wiele innych osobliwości.

piątek, 10 sierpnia 2012

Pszczółek rój

Pędzi leci pszczół rój cały
zrobi miodek doskonały,
żeby łatwiej zimę znieść
i śniadanka pyszne jeść.

Szanuj pszczoły drogie dziecię
bo gdy pszczoła w niebo wzleci
nam na pewno tu nie braknie
czego ciało wiecznie łaknie.

Dzięki nim owoce rosną,
zapylają kwiecie wiosną,
więc o pszczółki dobrze dbaj
to na ziemi będzie raj!





Tak mnie wzięło na wierszowanie, jak już wydziubałam moje pszczele stadko. Więcej wierszy dla dzieci można znaleźć na moim drugim blogu www.anna-poreda.blogspot.com  Tam jednak pisanie idzie mi nieco wolniej. W czasie urlopu trochę naskrobałam, ale jeszcze nie było kiedy wklepać do komputera. Obiecuję jednak to nadrobić w czasie najbliższym  lub w tzw. międzyczasie ;)
                                                                                                  



Pszczółki pochłonęły sporo czasu, ale warto było, bo są naprawdę słodkie. Jeśli wcześniej nie trafią w czyjeś ręce, to pojadą ze mną na Jarmark Tkaczy Śląskich do Chełmska. Przede mną jeszcze sporo przygotowań, a czasu niewiele. Jarmark odbędzie się już 25 sierpnia. Mam nadzieję, że uda mi się zrealizować całość projektu i stoisko przyciągnie sporo zainteresowanych osób.

Jest jeszcze pszczoła Camilla w nieco innych kolorkach:

Pszczółki moje, pszczółki złote
znów na miodek mam ochotę!



poniedziałek, 6 sierpnia 2012

Urlop, urlop i po urlopie...

Długo oczekiwany minął w mgnieniu oka. Było tak, jak chciałam żeby było. No może prawie tak jak chciałam, ale zdecydowanie zaliczam wypad wakacyjny do udanych.
Dwa tygodnie spędziłam z dziecięciem moim nad naszym pięknym, polskim morzem. W Dźwirzynie wylądowałyśmy 23 lipca popołudniową porą i rozpoczęłyśmy nasze wakacje powitaniem z morzem.

Na początek wypuściłyśmy w niebo nasz pierwszy lampion. Ciekawe, czy życzenie się spełni...



Poznałyśmy fajnych ludzi i znalazłyśmy idealną bazę wyjazdową, którą gorąco polecam.
Jeśli zastanawiacie się nad wyjazdem nad morze zerknijcie na stronę www.cafeamericano.pl  . Jeśli tam dotrzecie spróbujcie koniecznie malin na gorąco! Jeśli będziecie szukać noclegu, to też jak najbardziej trafione miejsce :)




Pozwoliłyśmy sobie też na małe zakupy, ale zdjęć naszych wakacyjnych łupów jeszcze nie zrobiłam, więc o tym będzie w następnym poście...
Sklepik na zdjęciu mieści się przy głównej ulicy Dźwirzyna. Można tam znaleźć meble w prowansalskim stylu i mnustwo drobiazgów do wystroju wnętrz. My skusiłyśmy się na tablicę do pisania kredą i jeden z drewnianych domków dla ptaków.
Wizyta w sklepiku była też inspiracją do pracy, więc już wkrótce trzeba będzie zasiąść do maszyny. Chwilowo jednak muszę zająć się sprawami domowymi i moimi naleweczkami, które czekają w wielkich słojach na przelanie do butelek.





Poza zakupami i zajadaniem lodów i gofrów (ajć, właśnie usłyszałam, że się sympatycznie zaokrągliłam...) prowadziłyśmy dłuuugie rozmowy wielopoziomowo:
Pływałyśmy okrętami :
Słuchałyśmy dobrej muzyki:









Grzałyśmy stare kości na słońcu (stare tylko ja rzecz jasna ;)

Ale przede wszystkim bawiłyśmy się świetnie!




Jedynym minusem był brak mojego Ireusza, Irosława Pierwszego. Chociaż po dwóch tygodniach rozłąki wpaść w te ramiona kochane .... cud miód i orzeszki poprostu!!!