Dzień dobry!
W ostatnich dniach miał się tu pojawić post zupełnie inny. Napisany, uklepany, wygłaskany co do literki musi jednak poczekać na publikację. Dzisiaj będzie o marzeniach, a w zasadzie o moim jednym, największym chyba z tych możliwych jeszcze do realizacji. Pierwszym było poukładanie sobie życia totalnie spokojnego, nudnego wręcz dla wielu. Stworzenie rodziny z dobrym mężem u boku, dwójką, lub większą gromadką dziecioków, z prostą radością zwyczajnych dni... Posrało się jednak kompleksowo, a ja z uporem maniaka wychodząc z jednego bagna drugą nogą lądowałam w kolejnym. Może nie na własne życzenie, ale podświadomie sądząc, że na nic lepszego nie zasługuję. Ot, co czyni z człowiekiem i jego decyzjami mocno zaniżona samoocena. O tym jednak też może innym razem... Jest jak jest, inaczej już nie będzie. Dzieciok własny sztuk jeden, Bogu dzięki i za to. Tych, co miejsce w sercu mają jest jeszcze kilkoro, więc ułamek marzenia zrealizowany. Męża nie było, nie ma i pewnie już nie będzie, za to obśpiewałam wesela innych przez 15 lat wielokrotnie i mam nadzieję, że przynajmniej części z nich wiedzie się dobrze po dziś dzień. Zwątpienie w instytucję małżeństwa na podstawie obserwacji poczynań najbliższego i dalszego otoczenia dopadło mnie ogromne, chociaż w głębi serca iskierka żalu pozostanie już chyba na zawsze wiedząc przed jakimi potworami niektórzy wieczność przyrzekali. Trzeba jednak naprzód iść z tym co jest doceniając tego wartości.
Marzeniem, którego realizacja jeszcze ma szansę wypełnić się w pozostałej części żywota jest przeniesienie całego mojego bałaganu w jakieś zacisze (czyt. zadupie ) totalne. Z dala od nadmiaru dźwięków, obrazów, tłumów. Psychiczna i fizyczna wręcz potrzeba, bo natura WWO przebodźcowania nie lubi i już. O tych planach przeprowadzkowych pisałam dawno temu, kiedy to jeszcze myśl dźwigania z gruzów starej chałupy była myślą mocno niepopularną. Od tamtej pory zmieniło się wiele. Przeprowadzki miejsko-wiejskie stały się pewnym trendem, modą, a nawet sposobem na życie wielu youtuberów, instagramowców i całej reszty sprzedającej każdy ułamek swojej codzienności w sieci tylko w celu znalezienia sponsorów i zwiększenia liczby subskrybentów. Wielu z nich poległo w międzyczasie popełniając całą masę podstawowych błędów. Wielu też przekonało się, że takie życie nie jest dla nich i wiele z tych chałup trafia znów na rynek. Niestety, co przyprawia mnie o dreszcze, często stare mury sprofanowane zostają plastikowymi oknami, panelami, a ogrody wycięte w pień i obsadzone szpalerami tuj. Cóż, jak znajdę swoje miejsce wyglądać będzie zupełnie inaczej, a wpuszczać doń nie będę czort wie kogo, bo dom, to dla mnie azyl, ostoja i nie powinien lustrować każdego jego kąta anonimowy użytkownik internetów. Jeżeli uda się plan stworzenia max. dwóch pokoi dla gości, ta część domu będzie rzecz jasna dostępna dla Was :*
Post stareńki o domu jeszcze starszym do wglądu o tutaj: KLIK
Gdzie teraz jestem? W miejscu. które jest przystankiem. Nie jest źle, jest ogród, spora przestrzeń, więcej spokoju, niż w znerwicowanej i brudnej Legnicy, ale to nie mój dom. Tego ciągle szukam. Kiedyś ktoś drwiąc z tych planów i poszukiwań powiedział, że realizuje moje marzenie, dając w ten sposób do zrozumienia, że jego stać, a mnie nie." Ja realizuję twoje marzenia, a ty kiedy?" To słowa, które miały być prztyczkiem w nos. Cóż... Nie było mnie stać , nie było możliwości dokonania zmian radykalnych w trybie pilnym. Był jednak czas na obserwację, naukę, wyciąganie wniosków z błędów innych. Dlatego wierzę i bardzo wierzyć chcę nadal, że moje, nasze miejsce gdzieś czeka na nas i w odpowiednim momencie się objawi. Nawet jeśli w tym nowym miejscu głęboko wzięty oddech będzie ostatnim, to warto czekać. Przynajmniej moje marzenie jest faktycznie moje, nie skradzione innym...
Pracy jeszcze przed nami ogrom. Ta etatowa aktualnie odbywa się w miejscu, gdzie ekipa jest fajna, gdzie wzmacniam mięśnie do dalszych działań, a głowa może odpoczywać od nadmiaru obciążeń i zobowiązań. Co z pracą twórczą? Bez niej nie żyję, a sterta materiałów w pokoju przeznaczonym na pracownię aż krzyczy żeby ją zagospodarować, więc nie ma wyjścia ;) Cały dostępny międzyczas zaczynam od nowa przeznaczać na...