Kiedy byłam dzieckiem w mojej klasie była jedna dziewczynka z rozbitej rodziny.
Temat tabu.
Wiedzieliśmy, że pan, który czasem odbierał ją ze szkoły tatą nie był, ale tatą go nazywała.
Nie pytaliśmy. Współczuliśmy tylko...
Dzisiaj świat wywraca się do góry nogami.
Normą nie jest już pełna rodzina, lecz patchwork i to wcale nie szyty jak lubię...
Moje dzieci, twoje dzieci... mój pęknięty na pół świat klejony z twoim roztrzaskanym na kawałki.
Każde niebo ma swoje dziury. Bywają takie, których niczym nie idzie załatać.
Do łatania bowiem najlepiej nadaje się miłość, zaufanie, wspólna, ciężka praca czterech rąk.
Kiedy takich łatek brak z małej dziurki robi się większa i większa i leci w dół jak oczko w pończosze, aż paluchy wylezą i uciekną w siną dal... Nadmuchany balonik, z którego zeszło powietrze i spadł smętnie na podłogę. Tak wygląda wiele małżeństw, zbyt wiele...
Dzisiaj dookoła dziurawego nieba pod dostatkiem. Nikogo to już specjalnie nie rusza. Przerażające...
My jeszcze jakoś to dźwigniemy, ale co z kolejnymi pokoleniami, które wzorce mają nienajlepsze?
Rodzina przestaje być wartością nadrzędną. Ślub i przysięga do grobowej deski, to tylko słowa.
Co najdziwniejsze kiedyś jeśli rodziny się rozpadały, to raczej z winy taty, bo kogoś poznał i odszedł do innej. Dzisiaj zauważam jakąś dziwną tendencję do świrowania mam niestety. Z każdej strony słyszę, że kolejne małżeństwo odeszło w niebyt, że pani rzuciła wszystko, włącznie z dziećmi, bo nawinął się pan z zasobniejszym porfelem... Może to kwestia czasów, może natłoku durnych seriali i bzdurnych wydumanych historii, które stały się rzeczywistością...
Nie wiem.
Moja rodzina rozpadła się, zanim powstać było jej dane. Parę dni przed ślubem.
Dwadzieścia parę lat, niby dorosły człowiek, niby wie czego szuka i pragnie.
Ja chciałam rodziny. Niestety, kulą w płot trafiłam jak w dziesiątkę na tarczy strzelniczej.
Zostało mi samotne macierzyństwo, kolorowy zestaw do patchworku, który stanowimy dzisiaj ;)
Nasze dzisiejsze niebo może też ma dziurki, bo przeszłość lubi dać znać o sobie, bo nie ma sytuacji idealnych i ludzi bez wad. Każdy dzień jednak trzeba traktować jak czystą kartę i starać się zapisać go tym, co dobre i budujące.
Ważne, żeby nam obojgu chciało się skakać nad kałużami trzymając się za ręce, zszywać dziurki w codzienności szczerym uśmiechem i patrzeć naprzód zostawiając złe duchy w tyle. Ważne, żeby skupić wzrok i myśli na sobie nawzajem, nie na innych, nie na tym, że ktoś ma więcej, lepiej, inaczej...
Jaka miłość ma szansę przetrwania? Chyba taka jak w tekście piosenki Miłacha Bajora, którą od dawna powtarzam sobie w myślach:
Ona trwała nie długo, nie krótko
Dla miłości najlepszy to czas
Niosła tyle radości co smutku
I wszystkiego w niej było w sam raz
Tyle ile potrzeba słodyczy
Przy czym wcale nie było jej brak
Krzty goryczy, co jakby nie liczyć
Nadawało wytworny jej smak
Trochę chmur, trochę słońca
Coś z początku, coś z końca
Trochę pieprzu, ciut mięty
Część dróg prostych, część krętych
Ciut poezji, ciut prozy
Trochę plew, trochę ziarna
Taka miłość, taka miłość
W sam raz, idealna
Była taka dokładnie jak trzeba
Miała zalet tak wiele jak wad
Tyle piekła w niej było co nieba
Taka miłość w sam raz, akurat
Chyba zgodzisz się ze mną, kochana
To rzecz pewna, jak dwa razy dwa
Nasza miłość jest raczej udana
Zażywajmy więc póki się da
Trochę chmur, trochę słońca
Coś z początku, coś z końca
Trochę pieprzu, ciut mięty
Część dróg prostych, część krętych
Ciut poezji, ciut prozy
Trochę plew, trochę ziarna
Taka miłość, taka miłość
W sam raz, idealna
Choć nie zawsze nam miłość
Swe uroki odkrywa
Jednak jakby nie było
Jest po prostu prawdziwa
Mam nadzieję, że szansę na taką miłość będzie również miała kiedyś moja córka, że któregoś dnia jej droga skrzyżuje się z drogą człowieka, dla którego nawet codzienność z nią będzie jak święto.
Mam nadzieję, że nasz patchwork da jej podstawy do wiary, że rodzina ( dla niektórych twór do bólu nudny), jest tym, co warto budować, co stanowi oparcie i siłę człowieka we wszystkich płaszczyznach jego działania.
Moja patchworkowa rodzina codziennie daje mi wolę walki i chęci do pracy.
Przede wszystkim jednak ogromną przyjemność powrotu do domu z tym, co przez cały dzień wypracowane zostało ;)
Ręczniczki kuchenne z haftowanym motywem świątecznym- idealne do malowania codzienności na radośniejszy kolor ;)
Nie chwaliłam Wam się jeszcze, ale mam nową "zabawkę" :) : JANOME MC350E :)
Może już nie taka nowa, bo jest u mnie od stycznia, ale efektów "zabawy" z nią nie miałam jeszcze okazji Wam zaprezentować. Jest absolutnie fantastyczna i wciąga okrutnie. Żal dosłownie z pracowni wychodzić ;)
Pracownię pomógł mi wyposażyć przemiły Pan z firmy
WALTER RADOM
Jeżeli planujecie zakup nowego sprzętu dzwońcie śmiało.
Możecie spokojnie liczyć na fachową pomoc ;)
Zmykam już w moje szmatki i życzę Wam miłego tygodnia no i nieustającej PRAWDZIWEJ miłości ;)
Wasza A.