Obserwatorzy

czwartek, 18 lipca 2013

Jarmilka- dziewczynka z lasu

Czekała już od dawna... niekompletnie ubrana... zapomniana nieco...
Doczekała się dzisiaj :)
Zawzięłam się i skończyłam mojego elficzka-elfiiczkę-Jarmilkę-dziewczynkę z lasu.
Jestem z niej bardzo dumna, bo wymagała sporo pracy.
Zostanie w domu z nami i dostanie ją moja Natalka po powrocie z kolonii.

Czy te oczy mogą kłamać? Chyba nie ;)

Nie gadam dzisiaj dużo, bo znowu się rozkleję i już żaden klej magik nie pomoże...
Tęsknię...
Ja- duża mama małej Natalki, staje się małą mamą dużej Natalki...
Mam jednak nadzieję, że dużej Natalce elfik przypadnie jeszcze do gustu...

Jeżeli komuś jeszcze by się spodobał i życzenie miałby posiadać podobnego, zapraszam do kontaktu na maila. Elfiki i elfinki będę wykonywać w pojedynczych egzemplarzach z załączonym certyfikatem oryginalności i wyjątkowości ;) możliwe personalizowane zamówienia :)))

A dla zainteresowanych konikami morskimi informacja o dostepnym tutorialku ze zdjęciami krok po kroku.
Wystarczy podjechać w górę strony i przejść w zakładkę TUTORIALE.

pozdrawiam

Wasza A.







sobota, 13 lipca 2013

Mamo, no co ty!!!

No i wyjechała...
Moje małe-niemałe kurczątko wybyło na wakacje.
Trzy lata temu pierwszy raz pojechała na kolonię.
Przed autokarem kleiła się mocno i sama nie wiedziała, czy wytrzyma te dwa tygodnie.
Tym razem wszystko wyglądało inaczej.
Tym razem to ja czekałam z tą kluchą w gardle obok autokaru,
do którego wskoczyła żwawo i wcale wyjść nie zamierzała...
Koleżanki, radosne świergotanie i plany co to tam robić będą.
Wesoły autobus i ja... stałam i czekałam, czy jeszcze na chwilkę wyjdzie, żeby się przytulić.
Silniki już na chodzie i kierowca gotowy do drogi, a moja klucha co raz bardziej dławiła.
Wyszła w końcu.
Zapytała co jest, więc z lekkim żalem zapytałam, czy nie zamierzała się ze mną pożegnać.
Zmieszanie Maleństwa i jakieś zniecierpliwienie w głosie.
Nie zamierzała, była zajęta...
Pomyślałam: "No tak, te parę lat wszystko zmieniło, pomału dorasta..."
Wydusiłam jednak z siebie :
"Bo zaraz zacznę ryczeć i Ci tu obciachu narobię!" ;)
Spanikowała nieco : "Mamo, no co ty!!!"
Po czym zaśmiała się z rozczuleniem i powiedziała:
"No chodź, to Cię przytulę..."
Przytuliła i tyle ją widziałam.
Autokar ruszył.
Żartowaliśmy jeszcze przez chwilę z rodzicami innych dzieci, że dwa tygodnie spokoju.
Takie tam żarty- bzdurki, mocno niezgodne z prawdą,
Dobra mina do sytuacji, w której wracam do domu i jakaś dziwna cisza panuje.
W głowie układam plan co będę robić.
Poukładam przedwyjazdowy rozgardiasz w jej pokoju, zrobię nowe zasłonki...
Planuję, ale siadam i sama nie wiem od czego zacząć.
Każdy dzień nakręcany rutyną, którą przecież tak bardzo lubię.
Ta rutyna wcale nie jest zła, bo daje poczucie jakiegoś bezpieczeństwa i porządku.
Każdy dzień może podobny do siebie, ale zawsze inny.
Obiad, szkoła, praca, domowe porządki...
Czas goniący bezlitośnie do przodu i ciągnący się ogon spraw za plecami.
Przychodzi jednak dzień kiedy jeden trybik tego zegara wyskakuje, znika z horyzontu i jakoś tak inaczej się robi.
W co włożyć ręce najpierw? Od czego zacząć?
I dlaczego do diaska w głowie dźwięczy mi to "Mamo, no co ty!!!"?
Dlaczego nie byłam na nie gotowa???
Funkcjonuje masa poradników jak się przygotować na ewentualne rostępy, kolki gazowe, problemy pokarmowe i wychowawcze.
Nie znam takiego, który przygotowałby skutecznie na "Mamo, no co ty!!!"Z resztą, żaden chyba poradnik nie zadziałaby jak należy...
Drzwi od jej pokoju co raz częściej przymknięte, co raz częściej ma swoje sprawy i swoje plany.
Podkradam się do tego jej nowego świata, nasłuchuję, podglądam i czuwam przez szparę w drzwiach.
Tyle, że ona co raz węższa i co raz bardziej tęsknię za drzwiami otwartymi szeroko...
Nie ma lekko, dzieci nie rodzimy i nie wychowujemy dla siebie tylko dla nich samych.
Kiedyś znikną w swoich sprawach i tylko trzeba mieć nadzieję, że czasem wrócą, żeby nas przytulić...

Zajmując głowę uruchamiam ręce do działania ( w tym jedną gipsowaną do 25 lipca włącznie... grrrrr)
Praca utrudniona trwa dwa, a nawet trzy razy dłużej.
Walczę jednak, bo uparciuch ze mnie.
Ktoś pytał ostatnio jak wiązałam kokardki na słoiczkach.
Zestaw chwytający, może niedoskonały, ale skuteczny proszę Państwa to: prawa ręka, cztery
palce lewej plus szczęka ;)
Jeśli to nie wystarcza woła się asystentów :)))
Może nie idzie łatwo, ale idzie.
Nie robiąc nic ześwirowałabym kompletnie.
A co zdziałała kulawa ręka?
Dzisiaj prezentuję walizkę, o której wspominałam ostatnio:

Walizka jest tekturowa z metalowymi okuciami.
pierwotnie wyglądała dość obskurnie, ale jej nie odpuściłam.
Pomalowałam, wyczyściłam i okleiłam tkaniną.


Jak widać, nie było z nią dobrze....


Na koniec dodałam kwiatki i napis, ale co do tego nie jestem do końca przekonana...
W każdej jednak chwili część zewnętrzną można przemalować.
Nie mniej jednak z tą walizką i w mojej kraciastej kiecce będę widoczna ze sporej odległości, więc wypatrujcie Cottoni w tłumie ;)

Z szyciem idzie dużo gorzej, bo cztery wolne palce lewej ręki nie są zbyt chwytne, pracuję nad tym jednak, więc i coś szyciowego niedługo zaprezentuję.
Obiecałam też tutorial z konikami i nie dotrzymałam słowa (zaraza ze mnie wiem :(   )
Obiecuję poprawę i tutorialek zamieszczę jutro wieczorem.
Ponadto porządkuję swoje zagracone nieco mieszkanko, więc uruchomiłam zakładkę SECOND HAND
Może komuś coś się przyda.
Zaglądajcie, dokładać będe jeszcze różne przydasie.

Pozdrawiam Was weekendowo i wakacyjnie!
Wasza A.

piątek, 5 lipca 2013

Jedną ręką

Dzisiaj miałam okazję przekonać się , że jedną ręką też można zdziałać sporo.
Nie jest łatwo, ale można.
Czemu jedną? Bo gapa ze mnie zakręcona i w ostatnią niedzielę, zamknęłam sobie drzwi od auta na kciuku.
Szczęście w nieszczęściu, ze trafiło na lewą rękę, a ja- model standardowy- praworęczna jestem.
Do czwartku łaziłam z tym obolałym paluszkiem naiwnie sądząc, że szybko wydobrzeje.
Gdzie tam, nie wydobrzałby tak szybko, bo ostatecznie w czwartek wymiękłam
i udałam się po pomoc medyczną.
Do albumu rodzinnego mam zatem jeszcze jedno zdjęcie z moim, niestety złamanym, kciukiem.
Jeszcze z samym bólem jakoś sobie radziłam, teraz doszedł gips i lewa ręka musiała pójść na L4.
No ja razem z nią oczywiście też ;)
Tylko jak tu siedziec w domu nie robiąc nic?
No musiałabym nie być sobą, żeby tak byczyć się przez dzień cały.
A co robiłam zaraz opowiem.
Najpierw jednak kilka obiecanych fotek z zeszłotygodniowego Festiwalu rękodzieła w Lubinie:

To ja w mojej jarmarcznej kreacji ;)


Maleństwo moje bardzo mi pomagało przez dzień cały.


Nasze skromniutkie stoisko
... i raz jeszcze Cottoni we własnej osobie ;)
Na jarmarku spotkałam przemiłą i przecudowną Elunię- Elis z bloga ZAMIAST
Nagadałyśmy się nieco, ale zdałoby się więcej, więc kolejne spotkanie wstępnie zostało ugadane ;)

A to moja kreacja  na manekinie.Płaszczyk jeszcze nie został wykończony. Będzie miał różową podszewkę i troszkę cukierkowych detali. Mam nadzieję, że całość będzie ze sobą ładnie współgrała i również w chlodniejsze dni Cottoni wystąpi w stroju pasującym do swojego kramu ;)

A dzisiaj, z tą moją białą kukiełką na ręce, nie zrobiłam może wiele, ale zawsze coś;)
Przede wszystkim ogarnęłam moje słoiczki z dżemikiem truskawkowym 
i syrop truskawkowy do herbatki.

Jakoś przetrwamy kolejną zimę ;)
tym bardziej, że z tyłu kryje się jeszcze spory słój z nalewką tuskawkową :))))

Również dzisiaj wyłożyłam tkaniną starą tekturową walizkę, taką z metalowymi okuciami na rogach.
Niestety zdjęcia walizeczki wyszły słabo, więc pochwalę się nią innym razem.

Jutro jadę do Lesicy na festiwal  "Świat pod Kyczerą"
Tam  też będę się wystawiać z moimi szyjątkami.
Przede wszystkim jednak pooglądam sobie folklor mniej i bardziej egzotyczny:)

Miłego weekendu 

Wasza A.



wtorek, 2 lipca 2013

WYNIKI CANDY!

Kochani Moi!
Gdybym mogła każdemu przesłałabym po fartuszku. Musiałabym jednak masową produkcję rozpocząć, a to na moje dwie ręce zdecydowanie za dużo. Tym bardziej, że drzwi od auta na palcu zamknęłam dwa dni temu i jestem nieco niepełnosprawna hihi. Patrząc na niego teraz nabieram ochoty na jagody... hmmm.
Wracając do rzeczy. Komentarzy naliczyłam 166, pani na pierwszej pozycji zrezygnowała, więc do losowania właśnie 166 osób wystartowało.
Maszynka losująca wygenerowała  nr 58
 
 



True Random Number Generator      58 Powered by RANDOM.ORG

 
Fartuszek powędruje zatem do:
Beatki z bloga : Koraliki Beaty :)
GRATULACJE!
 Bardzo proszę o kontakt na maila:
 
 
Jeżeli fartuszek przypadł Wam do gustu, można złożyć zamówienie drogą mailową. Dwa fartuszki dostępne są też w sklepiku Artillo (odsyłacz widoczny w prawym górnym rogu mojego bloga)
Dla osób, które wzięły udział w CANDY proponuję 10% rabatu ;) 
 
Dziękuję za tak liczny udział w zabawie i pozdrawiam serdecznie!
 
Relację z jarmarku sobotniego zdam w najbliższych dniach.
 
Wasza A.