Obserwatorzy

sobota, 26 października 2013

Energia koloru

Czerwony na białym z kapką zielonego...
U mnie taka kombinacja kolorystyczna natychmiast przywodzi na myśl święta.
A że ta myśl do wyjątkowo miłych należy, więc niech trwa jak najdłużej ;)

U mnie misiaki na przemian z serduszkami.
Nitki ciągną się za mną wszędzie.
Z łóżka nad ranem ukradkiem wyciągam szpulki, szpilki i całą resztę mojego bałaganu.
Zasypiam z myślą w głowie co zrobię kolejnego dnia, czego jeszcze nie skończyłam z planu dnia mijającego, kiedy zamówić tkaniny, jakie 
i z paniką krzyczę w duchu:
" Ło matko z córką jak ten czas szybko leci!!!"

Czerwony jednak dodaje energii i sprawia, że w domu robi się świątecznie.
OK, chaos panuje u mnie niezmiennie, ale czerwone akcenty skutecznie sie z niego przebijają ;)
Z czerwonym oswajałam się stopniowo, ale obecnie obejść się już bez niego nie mogę ;)

Niechaj więc miłość do czerwieni trwa po wsze czasy!!!







Świat blogowy- chwila wytchnienia...
Zaraz jednak opuszczam blogosferę i siadam do prasowania.
Sobotni romans z żelazkiem to niekoniecznie szczyt moich marzeń, ale na szczyt mojej sterty odzieżowej czas najwyższy się wdrapać.
Nazbierała się już spora górka, Mount Everest powiedziałabym nawet...
Jeśli zatem nie będę odzywać się zbyt długo, znaczy trzeba nadejść z odsięczą i wydostać mnie spod tej sterty ;)

Serducha ślę w Waszą stronę, a te ze zdjeć zaraz jeszcze do Artillo powędrują ;)

Miłego weekendu Kochani

Wasza A.



czwartek, 24 października 2013

Coś słodkiego

Jak już straszyłam wcześniej  ;) temat świąt zamierzam poruszać do bólu :)))
W związku z ostatnim postem stwierdziłam, że przyda nam się coś słodkiego.
No bo co poprawia humor najlepiej? Słodycze oczywiście! :)
Niektórzy twierdzą, że zakupy, ja jednak stanowczo stawiam na cukier w wielu postaciach.
Tu buziaki ślę w stronę córci mojej i jej teorii na temat cukru kopalnianego...
Kocham Cię Malutka :))))

Buziaków całe garście ślę też w Waszą stronę za te wpisy pod spodem. 
Wiecie, że jesteście wielcy ? ;)
Można wpaść w jąkąś dziurę, ba! w krater nawet, a Wy już za kołnierz chwytacie
i w górę delikwenta fruuuuu!!!!

Brygada RR (Ratunkowo Rękodzielnicza)- zawsze czujna, zawsze gotowa do akcji :)

Ściskam Was za to aż do stanu lekkiego podduszenia:))))) :*

A wracając do tematu słodyczy, "upiekłam" pierwsze pierniczki ;)


Udekorowałam lukrem i posypałam brązowym cukrem ;)
Te prawdziwe pieczone zawsze znikają z choinki zbyt szybko i winnych zniknięcia brak...
Tych może tajemniczy pożeracz nie ruszy :)

A ten śliczny mech pod pierniczkami to zdobycz z naszego ostatniego, ekspresowego grzybobrania.
Było ekspresowe, bo już ciemno się robiło i nosem musiałam prawie szurać po ściółce,
ale udało się :)
Podgrzybków nazbieraliśmy tyle, że na obiad w dniu kolejnym wystarczyło,
no i jeszcze mchu reklamówkę wytargałam :P
Mech był śliczny i delikatny jak puszek.
Przyda się bardzo do dekoracji świątecznych, które pomaluśku rozsiewają się po domu...


I cóż z tego, że za oknem lato, a ja biegam z bosymi stopami ?
Słonko wcale nie odstrasza mnie od przygotowań świątecznych.
Zimne dni przyjdą, spokojnie ;)
Obiecano zimę stulecia, a co obiecane stać się musi :)
No chyba, że to będzie zima stulecia prosto z Florydy :P

Pozdrawiam
Wasza A.

wtorek, 22 października 2013

UWAGA NA JAD!

Wczoraj był miły dzień.
Za Wasze słowa i gratulacje dziękuję serdecznie.
Poczułam się wyróżniona i dumna.
To co robię idzie gdzieś w świat i cieszy nie tylko mnie, ale przede wszystkim odbiorców.
Czy się puszę? Nie. Zyskuję jednak świadomość, że robię coś na właściwym poziomie.
Mimo braku wykształcenia kierunkowego, mimo braku wiedzy teoretycznej...
Ot, biorę tkaninę w ręce i wiem co z nią zrobić.
Wiem też jak to zrobić, żeby nie było się do czego przyczepić.
Wydziubane i dopracowane, to zasada podstawowa.
Ktoś to docenił.
Swoją radością podzieliłam się z Wami.
Szkoda jednak, że niektórzy próbują takie momenty najnormalniej w świecie spieprzyć....
Kiedyś myślałam, że trzeba być conajmniej celebrytą, żeby mieć "hejterów".
My mistake...
Codziennie człowiek czegoś się uczy.
Ja wczoraj znów nauczyłam się, że są ludzie, których należy omijać szerokim łukiem.
Często udają sprzymierzeńców, dopytują się co u ciebie, a kiedy się odwrócisz idzie szpila w bok...
Kto miewa sklonność do plucia jadem?
Ludzie z kompleksami, niespełnieni, bez zainteresowań, pasji... szarzy poprostu.
Dobrze, że ujawniają się w miarę szybko.Długo nie potrafią udawać.
Szczerze im współczuję, bo kto jadem pluje, prędzej czy później sam się nim dławi.
Tak to już jest w przyrodzie, że zła energia wypuszczona w świat wraca jak bumerang.
Dlatego tym, którym tak strasznie moja radość przeszkadzała życzę, żeby ta powracająca zła energia
dopadła ich w  momencie życia, w którym będą w stanie ją udźwignąć...
Bumerangiem dostać w tył głowy nie jest miło, więc rozglądajecie się wokoło.
Proponuję też zająć się własnymi sprawami  i sprawdzać uważniej, czy może za plecami już Wam się coś nie sypie.
Zamiast  wchodzić tu dla szydery, pustego śmiechu i głupawej zazdrości, poszukacie sobie czegoś, w czym Wy się odnajdziecie?

Generalnie głupota takich ludzi, to ich własny problem.
Może gdyby od czasu do czasu stanęli przed lustrem i zrobili sobie bilans własnych osiągnięć, doszliby do jakichś konkretnych wniosków...
Czy zabolało mnie wczorajsze jadzisko?
Nie bardzo.Zasmucił raczej fakt, że stereotypy o Polakach nie biorą się z powietrza.
Tak trudno cieszyć się z czyjejś radości, że łatwiej powiedzieć coś złego, niż dobrego...
Ot, taka mędząca i wredna natura Polaków.
A skopać ją, a niech leży, niech się zwinie w kącie, żeby jej za dobrze nie było.
Jak komuś jest gorzej odemnie, to ja przecież czuję się lepszy...
Nic z tego!
Mnie jest dobrze i wierzę, że może być jeszcze lepiej.
Czym do tego dojdę?
Własną, mozolną pracą.
A "hejterom" życzę odnalezienia siebie, przyjemności z życia i więcej uśmiechu.
Jeśli jednak o to ostatnie  chodzi, życzę takiego szczerego, od serca.
W przeciwnym razie kiedy się uśmiechacie i tak widać, że twarz Was boli...

Pozdrawiam i biegnę robić swoje ;)

Wasza A.


niedziela, 20 października 2013

Prezenty przedświąteczne :)

Święta lubię, oj nawet bardzo lubię
i na te zbliżające się coraz większymi kroczkami mam trochę fajnych planów.
Prezenty... któż za nimi nie przepada?!
Nie ma chyba człeka, co by radosnego łechtania w trzewiach nie czuł na widok podarków
z jego imieniem na bileciku ;)
U nas świąteczny klimacik zacznie wprowadzać się już niedługo.
Jedną chudą nóżką już wstąpił w nasze skromne progi jak przyniosłam do domu nową roślinkę...:


Lampiony aż się prosiły same, żeby wkomponować się w otoczenie.
Ten z serduszkiem podarowała mi Pia Laursen.
Prosty i śliczny- takie lubię najbardziej :)

Temat świąt będę młócić do oporu i serwować Wam fotograficznie krok po kroku.
A jeśli chodzi o prezenty, to ja już kilka dostałam :)
Niespodziewane, absolutnie fantastyczne prezenty od losu :)
Jeden właśnie siedzi obok i wertuje prasę, drugi z racji wieku buszuje po Facebook'u (ech ta dzisiejsza młodzież ;)
Ale prezentów dostałam ostatnio jeszcze kilka...

Po pierwsze wygrana w konkursie fotograficznym organiozwanym przez 


Radość na wieść o zwycięstwie była ogromna! 
Piszcząca i machająca kończynami ja uwierzyć nie mogłam, że się udało :)))
Cudowną  nagrodą będzie ponowna wizyta w tym urokliwym miejscu :)

Moje zwycięskie zdjęcie możecie zobaczyć na stronie Folwarku.

Prezent numer dwa to przemiłe i ogromne dla mnie wyróżnienie.
Skontaktował się ze mną ktoś, kto sprawił, że kopa konkretnego do pracy otrzymałam
i wiara w sens moich działań artystyczno-krawieckich stanęła mocno na nogi :)
Kochani jutro, czyli w poniedziałek, w programie Pytanie na śniadanie
państwo Aneta i Jan Kuroń po raz kolejny wystąpią gotując na antenie różne pyszności.
Tym razem jednak pani Aneta będzie odziana w jeden z moich fartuszków :)))
Co czuję? Radość, dumę i wzruszenie... dokładnie tak 
Jutro wproszę się zatem przed  telewizor (my naszego się pozbyliśy) 
i radość będę pomnażać raz jeszcze :)

Pani Anecie dziękuję za każde przemiłe słowo uznania, a Wam
polecam stronę internetową państwa Kuroniów
 o tu KLIK

A jeśli Wy zastanawiacie się już nad prezentami, podpowiadam cichutko, że fartuszek to pomysł jak najbardziej trafiony ;)


Nowe wykroje fartuszków przygotowałam już dwa, więc będzie się działo ;)

Zapraszam
Pozdrawiam
i przemiłej niedzieli wszystkim Wam życzę :)!
A tym, którzy tak wiernie mnie wspierają i popychają do działania, tak bardzo bardzo dziękuję...

Wasza A.


wtorek, 15 października 2013

Miss Pumpkin

Halloween zagnieździło się już w polskiej tradycji skutecznie.
Do tego stopnia, że dynie zalegają w każdym prawie sklepie na stoiskach z warzywami.
U nas w domu za celebrowanie tego  święta dziękujemy serdecznie.
Zdecydowanie bardziej wolę celebrowanie kulinarne dyniowego sezonu ;)
Ten kolor, te krągłe kształty, ech....
Piękna Miss dynia.
I jeśli ktoś kiedyś na swój temat usłyszał takie oto zdanie:
"...gruba/gruby jak dynia..."
niech od dzisiaj traktuje to jak komplement ;)
Chuda i długa nie wyglądała by tak zachęcająco...


Dyńkę przytaszczyłam do domu z Lidla i wystroiłam w moje nowe vintage okularki.
Ładnie jej, prawda ? ;)
Walizka, stara i zakurzona (wytaszczona ostatnio z babcinego stryszku), posłużyła jej za tron.
Niestety miss dynia kusiła mocno i szybko trafiła pod nóż:


Przed krojeniem proszę pamiętać o umyciu dyńki ;)
Później wyciągamy pestki, przepłukujemy i suszymy. Będą pyszne do chrupania wieczorami, lub przydadzą się do surówki, tudzież innych popisów kulinarnych :)
Łychą wyskrobujemy wnętrze, obieramy dyńkę z tej ślicznej skórki
i kroimy w kosteczkę.


Dzisiaj dyńka w naszym domu wystąpiła w postaci zupki-kremu.
Wystarczyło pokrojone kosteczki zalać wodą
(ok.800g dyńki, wody trochę ponad poziom zawartości garnka)
dodac łyżkę masla, pare ząbków czosnku i odpalić gaz ;)
Dynia gotuje się bardzo szybko. 
W osobnym garnku gotujemy kilka ziemniaczków, które później dodajemy do ugotowanej dyni.
Doprawiamy solą i pieprzem, blenderem miksujemy na krem 
i podajemy z prażonymi płatkami migdałów lub grzankami czosnkowymi.
Delicje poprostu!:)


Nasze grzanki zrobiłam z chleba z ziarnami.
Na patelni rozgrzałam oliwę z oliwek, wrzuciłam kilka ząbków czosnku, 
a nastepnie chlebek pokrojony w kostkę.
Na wolnym ogniu grzaneczki zarumieniły się apetycznie i złapały czosnkowy aromat.
Polecam grzaneczki nawet do chrupania zamiast chips'ów.
Można przerobić czerstwy już chleb i wsypać do szczelnego słoja ;)
W ten sposób poczekaja np. na wieczór filmowy i będziecie mogli zajadać je sobie w czasie seansu.

Kiedy już dynia została skonsumowana zatęskniłam za jej "osobą"
i zorganizowałam sobie tekstylne zastępstwo...


Przydały mi się w końcu badylki przywiezione z nad morza.
Przeleżały w szafce pod zlewem kuchennym półtora roku.
Nazbierałam ich trochę, bo co? Bo fajne były ;)
Takie wygładzone morską wodą.
Jeszcze wtedy nie wiedziałam co z nimi pocznę, aż do dzisiaj.
Takie to właśnie skarby można znaleźć w moim domu ;)
Cóż mogę poradzić na tego artystycznego wariata w głowie ?...


Po krótkiej sesji zdjęciowej dyniaczki zaległy na parapecie.
Sama się dziwię, że coś jeszcze udało mi się tam zmieścić ;)


Zajadajcie dynię, bo zdrowa jest i smaczna.
Bez problemu przechowuje się też w postaci zamrożonej.
Nacieszajcie  nią również oczy, bo to wyjątkowo urodziwe warzywko ;)

Pozdrawiam i ściskam,
a wszystkich nowych "podglądaczy" witam radośnie na pokładzie;)

Wasza A.

poniedziałek, 14 października 2013

Przygotowania

Moje 49m²- to moja ulubiona przestrzeń.
Zagraciłam ją, to fakt. Nie było trudno przy takiej powierzchni.
Chociaż znając swoją skłonność do zbieractwa dała bym radę i stu metrom ;)
Przecież zawsze wszystko się może przydać, prawda?
Sznurek, korek, tasiemka, koszula zaciasna, ale w fajną kratkę...
Obiecałam sobie jednak przetrzebić nieco ten majdan
Do świąt muszę dać radę...
A mając święta w pamięci zaczynam w międzyczasie przygotowania dekoracyjne.
Pierwsze zestawy już gotowe.
Szydełkowe dziubanie sprawdza się i w tym temacie.
Dzisiaj, czekając na rodziców pod ich drzwiami, siadłam sobie na schodkach,
dałam nura do torebki i już czas oczekiwania przestał się dłużyć.
Dziubnęłam co nieco i oto są, dziergane "bombki".


Tą cudną miseczkę podarowała mi pewna Joanna.
Wypatrzyłam ją w sklepie internetowym Debenhams (miseczkę oczywiście, nie Joannę;),
który niestety do Polski  nie wysyła:(
Szkoda, bo mają jeszcze parę rzeczy, na które miała bym chrapkę wielką.
Asia podarowała mi dwie takie miseczki i uwielbiam je poprostu.

Czerwieni i błękitu coraz więcej w moim domu i ciągle czuję niedosyt.
Te kolory są tak energetyczne i optymistyczne, że na ich widok czuję się jak mała dziewczynka.
Żeby tak jeszcze meble dało się i w kuchni na białe wymienić... Może kiedyś.
Zmiany krok po kroczku cieszą chyba bardziej ;)

Oprócz świątecznych klimatów ogarniam również prośby Wasze w temacie zabawek.
Znów pojawiły się więc misie i misiaki.



Ta radosna parka uda się wkrótce w drogę do pewnej przemiłej Pani Kasi.
Mam nadzieję, że misiaki szczerze ucieszą swoje nowe właścicielki ;)
A jeśli chodzi o te piękne tkaniny, z których zostały uszyte misiaki, to zakup (nie pierwszy i nie ostatni;)
w DRECOTTON.
Wybór mają ogromny, ceny jak najbardziej dla ludzi i przemiłą obsługę :)
Polecam zatem z serca całego!

Jeśli komuś jakieś upominki świąteczne chodzą po głowie, piszcie. Im wcześniej, tym lepiej.
Łatwiej mi wtedy będzie zorganizować się w czasie.

Pozdrawiam  Was serdecznie
i przypominam o zapisach na moje CANDY

Buziaki
Wasza A.





sobota, 12 października 2013

Głóg i jabłuszka

Głóg i jabłuszka dla zdrowia serduszka :)

Jak się okazało głóg świetnie wpływa na pracę serca.
Dorwałam się więc do drzewka niedaleko domu i naskubałam małe wiaderko.
Miałam nadzieje, że uda mi się zorganizować sesyjnie przy procesie przerabiania tych czerwonych koralików, ale niestety plany pokrzyżowało mi grypisko.
Ostatecznie dżemik smażył się wieczorową porą, a że oświetlenie ciagle nie takie, jak sprzęt fotograficzny lubi, więc pstrykanie zdjęć nie miałoby sensu najmniejszego.
Przedtstawiam Wam zatem dżemik z głogu już w wersji finalnej;)


Trochę już się świątecznie zrobiło jak skończyłam dekorować moje słoiczki.
Jakoś jednak najbardziej pasował mi do nich ten materiał w paseczki, tym bardziej, że moje czerwone koraliki z drzewa straciły nieco kolor w trakcie smażenia a zależało mi na tym, żeby nie tylko smacznie, ale i ślicznie było.
Sloiczków wyszły cztery sztuki. Głogu nie miałam aż tak wiele, bo 800g. Dorzuciłam do niego 400g kwaśnych jabłek (miałam w domu trochę szarych renet). No i 1kg cukru.
Najpierw prażył się sam głóg, Jabłuszka dodałam mniej więcej w połowie czasu smażenia,
jak już owoce puściły sporo soku.
Swoją drogą nie sądziłam , że głóg aż tyle ma go w sobie...
Zapach początkowo wydał mi się niezbyt atrakcyjny, raczej mdławy.
Jednak po dodaniu jabłuszek dżemik okazał się pyszny!
Nawet mój I., kiedy dałam mu do spróbowania, z pewną nieśmiałością skubnął tylko z czubka łyżki,
ale z wielkim zdziwieniem stwierdził "Ty, ale to jest naprawdę dobre!" :)
Zatem z czystym sumieniem głogowy dżemik polecam i Wam :)
Po usmażeniu przetarłam przez sito, żeby pozbyć się pestek i skórek głogu.
Ostatecznie stał się wiec gładki, kremowy i bardzo ciekawy w smaku;)

A jak powstała ta słoikowa dekoracja?
Wystarczyło troche zielonego płótna na listki, papier klejący obustronnie, czyli fizelina dwustronnie klejąca, drewniane koraliki, farba akrylowa i troche czarnej muliny.


Koraliki na patyczki do szaszłyków, patyczki w jabłuszko i można malować.
Dekoracja prosta, ale efektowna. No i w kuchni nie ma nudy;)
Kiedy inne panie malują pazurki, tudzież wklepują sobie wartstwy kremów upiekszających, ja zdecydowanie bardziej wolę malować chociażby drewniany głóg do dekoracji słoików ;)
Ot taka dziwna ze mnie niewiasta :P


Głóg na drzewach jeszcze wisi.  Jeśli narobiłam Wam smaka na nietypowe przetwory można jeszcze coś upichcić w tym roku. Przy pierwszych mrozach obawiam się, że wszystkie czerwone kuleczki posypią się na ziemię.

Uciekam ogarniać moje grypowe towarzystwo.
W zasadzie do kurowania została tylko moja Natalka, bo nam już o niebo lepiej się zrobiło.
Ostatnie dni jednak wypadały marnie w towarzystwie wiruska...

Zdrowia Kochani

Ściskam!!!
Wasza A.

środa, 9 października 2013

CANDY :)

I znowu na szybko, bo plany jak zawsze w proch rozsypane i niepozbierane...
Candy obiecałam na koniec tygodnia i cóż, zaraz będzie koniec, ale tygodnia kolejnego...
Mam jednak nadzieję, że przygotowaną nagrodą osłodzę Wam nieco czekanie ;)


...a więc (dwója bęc, jak to mawiał mój profesor od języka polskiego;)
przygotowałam dla Was fajną puszkę na ciasteczka, komplet drewnianych łyżek do mieszania
no i słodki fartunio oczywiście;)
Dlaczego tak kuchennie?
A no dlatego, że straszą wszyscy zimą stulecia
i pomyślałam sobie, że więcej czasu spędzać będziemy w domu dogrzewając się kulinarnie i cukierniczo.
Zatem niech ta zima będzie słodka i pełna zapachów pieczonego ciasta i ciasteczek, pierniczków i muffinków.


Zasady proste jak zawsze, ale dokładam jedną na koniec listy ;)

1.Zostawiacie komentarz pod postem
2. Wklejacie na swojej stronie podlinkowane zdjęcie
3. Dołączacie do grona obserwujących bloga.
4. Osoby nieblogujące pozostawiają adres mailowy i zdjęcie z linkiem umieszczają na swoim Facebook'u
5. Zasada ostatnia ;) PROSZĘ ZAKOCHAĆ SIĘ JESIENIĄ :))))

Mówię jak najbardziej poważnie i jeśli u Waszego boku jest już drugie pół, ale coś Wam ogienek przygasł w ostatnim czasie, proszę absolutnie nie wpadać w inne ramiona, tylko spojrzeć na te, które już macie obok, z nieco innej strony. Złapcie to swoje szczęście za rękę i popatrzcie głęboko w oczy. Tam gdzieś na ich dnie jest ten, którego kiedyś pokochałyście do szaleństwa, który Wasz świat wywrócił tak cudownie do góry nogami...
Tej jesieni rozniecamy ogień na nowo, bo samotne serca marzną dwa razy bardziej, a nie chcę, żebyście mi pozamarzali jak już ta obiecywana, tęga zima nadciągnie ;)
To recepta dla tych zaślubionych...
Pozostali rozglądają się dookoła, czy czasem nie ma kogoś, kto zerka na Was czulszym wzrokiem.
Jeśli powłóczystych spojrzeń brak bardzo proszę zadbać poprostu o siebie, polubić siebie jak nigdy dotąd i dla siebie zorganizować  zimę w gronie przyjaciół. Dla nich kucharzenie będzie rownie wielką przyjemnością, gwarantuję;) A jak wiosna przyjdzie, kto wie, może wtedy ktoś wyjątkowy zastuka do drzwi, a Wy w słodki fartuszek odziane staniecie szczęściu przed nosem i słów mu zabraknie z wrażenia :)

Zatem zabawę ogłaszam za rozpoczętą
i żegnam Was kokardowo :)

Wasza A.

Zapisy kończymy 31.10.2013