Czerwony na białym z kapką zielonego...
U mnie taka kombinacja kolorystyczna natychmiast przywodzi na myśl święta.
A że ta myśl do wyjątkowo miłych należy, więc niech trwa jak najdłużej ;)
U mnie misiaki na przemian z serduszkami.
Nitki ciągną się za mną wszędzie.
Z łóżka nad ranem ukradkiem wyciągam szpulki, szpilki i całą resztę mojego bałaganu.
Zasypiam z myślą w głowie co zrobię kolejnego dnia, czego jeszcze nie skończyłam z planu dnia mijającego, kiedy zamówić tkaniny, jakie
i z paniką krzyczę w duchu:
" Ło matko z córką jak ten czas szybko leci!!!"
Czerwony jednak dodaje energii i sprawia, że w domu robi się świątecznie.
OK, chaos panuje u mnie niezmiennie, ale czerwone akcenty skutecznie sie z niego przebijają ;)
Z czerwonym oswajałam się stopniowo, ale obecnie obejść się już bez niego nie mogę ;)
Niechaj więc miłość do czerwieni trwa po wsze czasy!!!
Świat blogowy- chwila wytchnienia...
Zaraz jednak opuszczam blogosferę i siadam do prasowania.
Sobotni romans z żelazkiem to niekoniecznie szczyt moich marzeń, ale na szczyt mojej sterty odzieżowej czas najwyższy się wdrapać.
Nazbierała się już spora górka, Mount Everest powiedziałabym nawet...
Jeśli zatem nie będę odzywać się zbyt długo, znaczy trzeba nadejść z odsięczą i wydostać mnie spod tej sterty ;)
Serducha ślę w Waszą stronę, a te ze zdjeć zaraz jeszcze do Artillo powędrują ;)
Miłego weekendu Kochani
Wasza A.