Jakiś czas temu miałam ogromne szczęście zamiany hobby na pełnoetatowe zajęcie. Zawsze przerażała mnie myśl o prowadzeniu działalności gospodarczej, te wszystkie przepisy, papierki, zobowiązania... Temat wydawał mi się nie do ogarnięcia. Dzięki życzliwym osobom, wsparciu słownemu i duchowemu bliskich mi ludków, no i beznadziejnej sytuacji ekonomicznej i zawodowej zostałam jednak pchnięta w stronę własnego biznesu. Czy wyszło mi to na zdrowie? Wiele z Was,dziubiących, dziergających, wycinających i klejących nieśmiało swój własny świat według jakiejś artystycznej wizji zastanawia się nad podjęciem podobnego wyzwania. Od wielu z Was dostałam takie właśnie zapytanie: czy to się opłaca?
Nie będę tu nikogo ani zachęcać, ani zniechęcać do zakładania firm. Postaram się jednak przedstawić temat z mojej własnej strony, a wyciąganie wniosków i podejmowanie decyzji to już Wasza broszka ;)
Zaczynając od minusów biznesowej strony:
1. Prowadzenie działalności generuje koszta. Przede wszystkim obowiązek opłacania składek ZUS. Owszem przy pierwszej działalności gospodarczej przez pierwsze dwa lata istnieje możliwość opłacania składki preferencyjnej, która aktualnie wynosi 465,28zł , ale należy pamiętać, że ten czas jest czasem bezskładkowym dla nas samych. Co to oznacza? Przysługuje Wam prawo do świadczeń zdrowotnych, czyli wizyt u lekarza, z którymi zapewne sami wiecie jak jest (zwłaszcza wizyty u specjalistów... ). Często jak sami sobie nie opłacicie, to czekaj tatka latka... Zakładamy jednak, że jesteście w pełni sił i żadna cholera Was nie toczy. Przy nagłej konieczności interwencji lekarza jesteście jednak ubezpieczeni. Minus? Te dwa lata nie liczą się do emerytury. Tu jednak "luz" totalny jak dla mnie, bo ja na świadczenia emerytalne w naszym pięknym kraju nie liczę wcale tym bardziej, że przy opłacaniu nawet pełnej składki ZUS po drugim roku działalności ( nieco ponad 1100zł miesięcznie) zakładając zdolność pracy do 67 roku życia, emeryturka wyniesie jakieś 630zł miesięcznie, czyli żyć nie umierać ;) Należało by zatem odkładać coś na przyszłość, sęk tylko w tym, że nie bardzo jest z czego.
Jest jeszcze koszt prowadzenia księgowości ( jakieś 100-150zł miesięcznie). Do tego doliczamy jeszcze koszt materiałów, podatki, media, paliwko, ewentualna reklama... Jeżeli po tych dwóch latach z preferencyjną opłatą zamkniecie lub zawiesicie działalność (zawiesić można na 24 miesiące) i postanowicie zarejestrować się w PUP niech nie zaskoczy Was fakt, że zasiłek dla bezrobotnych wcale Wam nie przysługuje. Dla prawa do zasiłku należy opłacać ZUS w pełnej kwocie.
2. Czas to pieniądz... niestety twierdzenie mocno prawdziwe i mimo, że zakochania w pieniądziu nie odczuwam, to nie da się uniknąć przeliczania godzin na monety. Praca rękodzielnika polega na dziubaniu wielogodzinnym i pytanie ile kosztuje Wasza godzina pracy, a ile jesteśmy w stanie otrzymać za wytworzoną przez nas rzecz. Na moim przykładzie, jedna zabawka tworzona przez jakieś 8h kosztuje w granicach 100zł, co wielu osobom wydaje się być próbą zdarcia z nich skórki. Czy to uczciwa i godna zapłata za rzecz niepowtarzalną, dopieszczoną, wychuchaną i naładowaną masą pozytywnych uczuć? Raczej nie.Sam fakt, że praca jest indywidualna i unikatowa w każdym innym kraju opłacany jest sowicie, nie tutaj. Tu wszystko ma kosztować najlepiej 5zł. Czy da się brzydko mówiąc wyciągnąć od klientów więcej? Uderzając w inny przedział klienteli pewnie tak, co jednak generuje kolejne koszta: elegansie opakowania produkowane na zamówienie, droższa reklama, żeby dotrzeć do takiej grupy osób, no i minimalizujemy odbiór pod względem ilości. Dla kogoś, kto ma milion pomysłów na minutę rozwiązanie jednak słabe. Ja osobiście wolę, żeby moje "dzieci" leciały w świat zwalniając miejce kolejnym i nie siedziały miesiącami na półkach w oczekiwaniu na mocno majętnego odbiorcę.
3. Praca rękodzielnicza pochłania wiele godzin, ale dodatkowo trzeba pracować nad zbytem, czyli odpowiadać na wiele wiadomości (niezliczoną ilość takich, która nie przynosi zupełnie nic, a czas zabiera... ). Masa osób zamawiających nawet drobną rzecz potrafi zachowywać się tak, jakby podejmowała decyzję o kupnie wymarzonego domu. Wiadomości ciągną się kilometrami, a może to, a może tamto, a może jednak siamto... "No i niech mi Pani wyśle zdjęcia wszystkich swoich tkanin, to ja wtedy może coś wybiorę... " Tego typu prośby należą chyba do moich ulubionych ;) Nie bądźcie też zdwieni besztaniem przez klientki, które po wysłaniu wiadomości oczekują natychmiastowej odpowiedzi.No bo przecież firmę Pani ma to i ludzi do roboty, no i ktoś powinien siedzieć przy tym zasr... komputerze i korespondować na bierząco. Klient nasz pan, no nie?! Niektórym wydaje się też, że to co robicie jest jak bułeczka w piekarni, czyli gotowe na już. Jeżeli więc zdecydujecie się na prowadzenie działalności radzę zacząć hodować skorupkę duchową już dzisiaj, żeby niektóre szczerze i niewybredne opinie na Wasz temat bolały choć trochę mniej. Niektórzy nie rozumieją zupełnie, że jesteś człowiekiem w jednej osobie i z jedną parą rąk. Jak dziubiesz właśnie z pochyloną główką swoją skromną twórczość, żeby jakoś opękać kolejny miesiąc, to nie jesteś w stanie być w tym samym czasie przy kompie...
Podsumowując te trzy główne punkty mamy stosunek czasu do pieniądza, czyli naukę prostej matematyki. Mój osobisty przypadek: 8 godzin na zabawkę= przychód 110zł - koszta wszelakie. Pracując 5 dni w tygodniu po te 8h mamy przychód w kwocie 2200zł. Od tego zaczynamy odejmowanie opłat i zostaje nam iść i żebrać pod kościół. Są też dni kiedy nie pracuje się wcale, bo np. sprawy rodzinne pochłonęły czas cały, bo choroba rozłożyła Was na łopatki itp. Przy własnej działalności nie ma płatnej opieki na dziecko, nie ma chorobowego ( nie wierzcie w świadczenie chorobowe od ZUS- to bajka dla niegrzecznych dzieci...) nie ma też płatnego urlopu. Tutaj ile wypracujecie z dnia na dzień, tyle Wasze. Przy własnej działalności tego typu nie ma co więc skakać z euforii przy miesiącu kiedy zaliczacie finansowy złoty strzał, ale myśleć perspektywicznie i rozkładać finanse najlepiej w kontekście całorocznym. Rozwiązanie? Nie pracujemy 8h, ale dwa razy tyle. Dziubanie na okrągło, brak czasu na życie towarzyskie, opcje wakacyjnego obijania się marne. Zasypiam z myślą o moich zabawkach i budzę się często z nitkami we włosach, albo wypchanymi łapkami pod poduszką. Praca jest ze mną wszędzie i praktycznie o każdej porze. To jednak nie jest problem, bo kochamy się z wzajemnością, a typem do psiapsiółkowania też nie jestem, więc za kawkami i ploteczkami nie tęsknię. Mogę tak spędzić życia resztę, bo najcenniejsze jest dla mnie poczucie spełnienia.
Tu właśnie przechodzimy w stronę plusów :)
Dlaczego robię to co robię mimo małej opłacalności finansowej? Bo szczerze to kocham! Nie wyobrażam już sobie życia bez moich myszy i miśków. Każdy kolejny uszyty przywołuje następnego. Nie ma nudy, o nie. Na etat więc wrócić nie mogę i bardzo bardzo nie chcę. Nawet jeśli praca na etacie może być jakimś rozwiązaniem dla opłat ZUS. Wracamy wtedy jednak do punktu CZAS. Nie da się wrócić po 8h tyrki u kogoś i zająć pracą twórczą w wymiarze wystarczającym potrzebom duchowym. Albo jedno, albo drugie. Tym bardziej, że jest jeszcze dom, rodzina i nic samo się nie zrobi... Ja pozostaję przy swoim. Nie jestem i nie będę milionerką. Nie będę stosować półśrodków i obniżać jakości dla zminimaliowania kosztów i oszczędzenia czasu.Nic wbrew sobie. Jest na rynku obecnie masa również polskiej chińszczyzny i mam ambicje wyrózniania się jakością na jej tle. Czas zweryfikuje wszystko. Mam ogromną przyjemność z mojej pracy i przetrenowaną latami zdolność wybijania sobie z głowy zbędnych potrzeb i wydatków. Unikam osób zaznaczających swoją przynależność do wyższej kasty, chociaż poznałam też parę cudownych istot, które mimo wypracowania wysokiego statusu nie kłują w oczy metkami drogich sklepów i zachowując ogromną klasę nie zadzierają d... wyżej niż głowy. Takim jeszcze z przyjemnością poświęcam resztki mojego wolnego czasu, lub przynajmniej tzw. międzyczas. Im natomiast nie przeszkadza mój stosunek do forsy. Ja sama też już pogodzona jestem z faktem, że na tym dziubaniu to się raczej nie dorobię, no może garba jedynie ;) Czy Wy powinniście zakładać firmę? Nie wiem i nikomu nie jestem w stanie powiedzieć, co powinien zrobić. Wszystko zależy od tego jak macie poustawiane priorytety, na czym Wam najbardziej zależy. Ja odkąd realizuję swoją pasję jestem spokojniejsza, szczęśliwsza. Nie mam wrednego szefa nad głową, nikogo za pracę w pierścień całować nie muszę. Zależę od siebie i swojego zaangażowania. Jeśli coś spieprzę, niedopilnuję, to sama siebie z tego rozliczę najskuteczniej. Można szukać sposobów na rozwinięcie biznesu, jeżeli ktoś przede wszystkim jako biznes to traktuje. Można sprzedawać produkty gotowe, można jakiejś babci rzucić worek czegoś do dziubnięcia za parę groszy, a później puszczać to w obrót jako Wasze. Tylko czy o to tu chodzi? Moje Cottoni to mój sposób na życie, sposób może bardziej na przetrwanie, ale w zgodzie pełnej z moim wewnętrznym ja. Moje zabawki powstają w moich rękach, moimi łapami są pakowane i dostarczane na pocztę. Nie jestem wielką bussinesswoman, jestem Anka- autorka-mama misiów, lalek, myszy i zajęcy, które wierzę, że wywołały usmiech na wielu małych buziach. Kiedy zniknę ja, zostanie po mnie coś cenniejszego, niż okragła sumka na koncie... Warto było ;)
Pozdrawiam gorąco wszystkich twórców zapaleńców ;)
Wszystkim niezmiennie dziękuję za obecność i życzliwość.
Ściskam mocno!
Wasza A.
Z jakąż przyjemnością przeczytałam każdej słowo ... jakby wyrwane z mojej głowy. Podpisuję się pod każdziutkim zdaniem !!!
OdpowiedzUsuńNo kto cię człowieku zrozumie jak nie drugi dziubacz zawodowiec ;) Buziaki Elu!
UsuńTen komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńWszystko ma swoje plusy i minusy,tak samo własna działalność.
OdpowiedzUsuńChyba każdy rękodzielnik marzy o tym,żeby jego praca-która jest jego pasja- pozwalała mu na godne życie,jeśli chodzi o aspekt finansowy.Trzeba by było mieć zamówień do groma i siedzieć od rana do nocy i dziubdziać,żeby wyjść na swoje.A jeśli są tzw.okresy martwe,to z czego opłacić te składki? Znam osoby ,które założyły swoją działalność,żeby zarabiać legalnie robiąc to,co kochają ale żeby starczyło na życie rozszerzają znacznie zakres działań rękodzielniczych po to,żeby zarobić na czymkolwiek.
I masz rację-na zachodzie wyroby rękodzielnicze są bardziej doceniane!
Trzymam kciuki -powodzenia! :)
Niestety to rozszerzanie działalności na siłę zawsze odbywa się kosztem czegoś, najczęściej jakości... w rezultacie odbiera chęci, a marne jakościowo wcale nowych klientów nie przyciąga, wręcz przeciwnie. Moim zdaniem najlepszym rozwiązaniem jest właśnie ciągła praca nad wysokim poziomem prac :) Ograniczeniem w kwestii ilości i co za tym idzie finansów, jest jednak ciągle czas, bo doba niezmiennie 24h ma i więcej mieć nie będzie. Trochę błędne to koło...
UsuńŚwięte słowa napisałaś. Zgadzam się w 100%. W Polsce rękodzieło sprzedawane jest za grosze a na zachodzie można sprzedać i to bez problemu.
OdpowiedzUsuń...oj wywołały uśmiech na wielu małych buziach i nie tylko na małych Pani Aniu :) pozdrawiam gorąco :)
OdpowiedzUsuńChyba czyta Pani w mych myślach. Dziękuję za każde słowo, teraz kiedy i jak zastanawiam się nad dzierganiem na pełny etat. Serdecznie pozdrawiam.
OdpowiedzUsuńDzięki za ten post pełen prawdy : ) Cieszę się, że po mimo zostajesz przy swojej pasji.
OdpowiedzUsuńNie ma innej opcji ;)
UsuńPodpisać się mogę pod każdym słowem, życzę Ci Aniu aby Cottoni trwało wiecznie i przynosiło ci satysfakcje taką jak dotychczas. :)
OdpowiedzUsuńDzięki!!! Buziole wielkie!
UsuńDzióbanie na DG jest dla kobiet, które mają dodatkowy luksus psychiczny w postaci zarabiającego męża. Inaczej nikt by nie dzióbał po 8 h dziennie zarabiając tylko na koszty utrzymania firmy...logiczne.
OdpowiedzUsuńJestem na dwóch etatach, samotnie wychowuję 2 dzieci i dzióbię wieczorami ile mogę, aby zachować swoją pasję i mieć taki swój, mały Świat. Ale traktuję to dzióbanie hobbystycznie bo od kilku lat wiem,że w ten sposób nie jestem wstanie utrzymać rodziny. Pozdrawiam
Hmm, jeśli kiedyś będę miała męża, który na mnie zarobi, to może poczuję się bardziej komfortowo ;) Od narodzin mojej córki jednak, czyli od prawie 16 lat sama na siebie i na nią zarabiam. Niestety na etacie po pierwsze nie było mnie w domu prawie wcale, po drugie zarobki były nędzne, bo jestem spoza układu i mimo ukończonych studiów i znajomości języków obcych nie miałam szans na żabi skok w górę w stronę lepszego stołka. Doszłam więc do wniosku, że lepiej być na swoim z porównywalnie "wypasionym" pieniądzem w kieszeni. ale jednak ze spokojniejszą głową. Na swoim pracuje się więcej, dużo więcej nawet. Każdy ma jednak wolny wybór ;)
UsuńBardzo dobrze wiem jak jest na swoim bo 6 lat prowadziłam firmę właśnie w zakresie rękodzieła. Ja jestem innego zdania. Tego zwyczajnie obecnie jest zbyt dużo. Teraz co druga szyje, dekupażuje, wykleja kartki itp. Tylko nie licznym udaje się na tym zarabiać głównie dlatego,że np. prowadzą dodatkowo w tym zakresie szkolenia. Skoro masz córkę, którą sama wychowujesz i utrzymujesz z tego w pełni rodzinę i dodatkowo wysoki ZUS plus innego koszty związane z DG to chyba w Twoim wypadku nie jest tak źle i jest to zachęta dla innych, aby poszli też tą drogą. Od 1 maja będę na samo zatrudnieniu, więc znów odczuję ile będę na minusie. Pracuję 8 h dziennie. Drugi etat ogarniam przez Internet jak dzieci śpią. Też myślałam,że się nie da.... tym bardziej przy dwójce dzieci bez męskiego wsparcia. Ale się da..wszystko się da :) Miłego wieczoru.
UsuńI jeszcze jedno..100 zł za Twoje prace to bardzo mało. Są piękne i dopracowane w każdym calu także spokojnie mogłabyś brać za nie 150-170zł. czasem lepiej jest zrobić mniej,a konkretnie. Mniej się napracujesz,a zarobisz tyle samo albo i więcej. Nie tylko chłam ludzie kupują. A jakość wyrażona jest też w cenie...są i tacy, którzy to doceniają i z całą pewnością Twoje prace odnajdą taki odbiór.
UsuńZgadza się Magdaleno, jest zbyt dużo i zdecydowanie zbyt dużo chłamu też, co często prowadzi niestety do karygdnego zaniżania cen. Poza tym koszta prowadzenia firmy, czyli cały nasz ZUS w porównaniu z możliwościami wytwórczymi osoby z jedną parą rąk są zdecydowanie przegięte, tym bardziej, że na przyszłość nie gwarantują nam nic i raczej ten 10000zł należałoby odkładać i inwestować z myślą o zabezpieczeniu sobie starości. Jednak tak jak napisałam w poście czas zweryfikuje wszystko. Jestem pewna, że słabe jakościowo produkty przejedzą się wszystkim i wydając swoje pieniądze klienci będą wydawać je na produkt jakościowo lepszy. Obym tego doczekała ;) Póki co nie jest źle jeśli chodzi o zainteresowanie. Jest tylko cholernie trudno zazębić finansowo wszystko, no ale co ja Ci będę... znasz to dobrze. Przy małych dzieciach jest Ci zapewne trudniej.Nie skarżę się też wcale na swój los, tylko opisuję jak to wygląda z mojej własnej strony, no i od tej bezdusznej finansowej też ;) Drugie pół mam obok siebie, ale nie ślubne i nie po to, żeby wieszać się na jego portfelu.Partnerstwo totalne, ale przy duchowym choćby wsparciu zawsze energii do walki z codziennością jest zdecydowanie więcej :)
Usuń... a co do cen prac, cóż... Rosja, Ukraina mają poziom cen godny prac indywidualnych, unikatowych. U nas jednak jeszcze długo taki poziom będzie nierealny z prostej przyczyny: ludzie zarabiają za mało pieniędzy. Ci co nawet mają dużo często też wolą wydać na coś ze światowej sławy metką, niż na pracę polskiegi dziubacza, ot taki snobizm dorobkiewiczów.
UsuńW większości przypadków to jest również nasza wina Aniu bo sami zaniżamy nasze ceny w obawie,że nikt tego nie kupi. A ZUS powinien być moim zdaniem w wysokości połowy tego co jest obecnie...o ile mniejsza byłaby szara strefa lub liczony od wysokości dochodów. Spokojnej nocy.
UsuńCóż, samo sedno ;) Dobranoc i kolorowych!
UsuńW większości to co piszesz to prawda, niestety smutna prawda. Szkoda, że w Polsce rękodzieło jest cały czas niedoceniane i porównywane cenowo do produktów wykonanych fabrycznie albo sprowadzanych z Chin. Troszkę się z tobą nie zgodzę jeśli chodzi o prowadzenie działalności - jestem na samozatrudnieniu od 15 lat, choć wykonuję inną pracę niezwiązaną z rękodziełem. Jeśli jesteś chora, to bierzesz zwolnienie od lekarza, odsyłasz do ZUS i dostajesz pieniądze. Oczywiście ja płacę już pełną składkę i tych pieniędzy jest też więcej. Generalnie są plusy i minusy własnej działalności - jesteś panem własnego czasu: jednego dnia pracujesz więcej, a drugiego nie pracujesz wcale i załatwiasz prywatne sprawy, bez tłumaczenia się szefom i prośby o urlop. Minusy - gdy jadę na urlop to żartuję, że jest płatny bo gdy mnie nie ma, to ja muszę zapłacić mojemu pracownikowi, żeby mnie zastąpił. :-) Do tego dochodzi brak urlopu macierzyńskiego (dlaczego, skoro tak samo odprowadzam składki jak zatrudniony na etat??) oraz to, że działalność nie liczy się do lat pracy... Ciężki temat. :-)
OdpowiedzUsuńPrzeczytałam Aniu od deski do deski, łącznie z komentarzami....sama właśnie założyłam działalność, z tym,że fotograficzną, i boję się bardzo czy dam sobie radę, ale z drugiej strony nie wierzę,że znajdę prace już ajko biolog , bez znajomości to wręcz nie możliwe, bo w laboratoriach, czy innych miejscach ,gdzie mogłabym pracować stołki są z góry już zarezerwowane dla konkretnych osób...Rękodziełem (nie lubię tego słowa) zajmuję się już jakiś czas, a od ponad 1,5 roku filcuję moje miniaturowe maskotki, które trafiają na półkę do pokoiku córy, a to z prostej przyczyny,iż potencjalny "klient" jak dowiaduje się ile wielkości mają moje misie, chce je za przysłowiową 1 zł, a niestety ja dłubię igłami je (bo nie mam filcarki bo mnie na nią po porostu nie stać) średnio na 14 cm misia ok 12 h-nawet 19 h jeśłi muszę wydziergać jeszcze np. czapeczkę czy uszyć ręcznie mini spodenki....Za mniejsze misie od moich - 3 "znane" Panie filcujące biorą ponad 100 zł, średnio 130 zł, za ok 8-10 cm malucha, ja swego czasu brałam 50 zł za 13-14 cm malucha....czyli odjąć koszty wełny czesankowej z merynosów, inne dodatki, koraliki czy nawet węłnę na czapeczkę, i oczywiście igły ,które się bardzo łapią i są drogie, bo ok 35 zł z przesyłką za 5 sztuk (czasem łamią mi 3-4 na jednym misiu, a czasem starczają na kilka) to tak naprawdę robiąc misia mojego ok 12 h za 50 zł,to z filcowania to bym nie utrzymała się wg mnie. Ale może kiedyś połączę moje dwie pasje: filcowanie i fotografowanie ;)
OdpowiedzUsuńDzięki za szczerość :) Jak zawsze świetnie się czyta i ogląda :*
OdpowiedzUsuńbuziaki
Ewa
Gratuluję samozaparcia! Ja uwielbiam swoje dłubanki, ale w niczym nie jestem aż tak dobra, by na tym zarabiać. Rękodzieło (różne - od szycia, po kartki i odnawianie mebli) traktuję jak terapię zajęciową :) Mam nerwicę rąk i duchowe ADHD - nigdy nie wiem, co akurat zechce mi się robić. Malowałam już i lepiłam z gliny... Poza tym myślę, że gdybym miała robić na akord, to straciłabym pasję. A tak, czasami coś robię dla znajomych, dziubię swój urzędowy etacik bez szans na awans, ale za to mam czas dla córki i na to, by wieczorami sobie coś zmalować, albo uszyć. Coś za coś... Ale wszystko oczywiście zależy od tego, jakie mamy priorytety, jaki charakter, jakie możliwości finansowe... Ty z Twoimi maskotkami jesteś skazana na sukces, bo są niepowtarzalne i przesłodkie. Choć masz też rację pisząc, że w Polsce rękodzieło jest niedoceniane i niektórzy to by chcieli za darmo niemal dostać. Albo jak już płacą, to wymagają cudów na kiju... Eh, niektórych rzeczy się nie przeskoczy.
OdpowiedzUsuńŻyczę Ci powodzenia i pozdrawiam serdecznie!
Aniu, Twoje myszy, misie i zające są tak wspaniałe, że naprawdę powinnaś podnieść cenę! Ja wiem, że łatwo mówić, ale jak policzyłam ile w tym "zarobku" Twoim musi iść jeszcze na same materiały, to szlag mnie trafia - przez głupotę ludzką. Że by chcieli za pół darmo... Oby się czasy dla rękodzielników odmieniły w końcu. Oby był to towar luksusowy, który chcą mieć (i doceniają) wszyscy!
OdpowiedzUsuńPozwolę sobie nie zgodzić, że na zachodzie rękodzieło jest jakoś lepiej opłacalne niż w Polsce. Jakiś czas temu podejmowalam próby wyjścia z moimi dlubankami na Nowojorski rynek. Spotkalam się z innymi pasjonatkami z podobnymi zamiarami.... Kubeł zimnej wody na głowę! Popularne tu sklepy typu "dollar store" suto zaopatrzone w produkty" made in China", skutecznie odciągają klientów od rękodzielników.... Szczerze, to już nawet na kiermasze charytatywne nie mam ochoty moich prac wystawiać, bo moaj kilkugodzinna praca, zostaje wynagrodzona, dosłownie, symbolicznym dolarem....
OdpowiedzUsuńWybacz, że na raty! Szczerze podziwiam Twój talent, pracę i upór! Zabawki są prześliczne! Obyś pozyskiwala jak najwięcej zleceń!
OdpowiedzUsuńSytuacja taka: babka pisze do mnie ile wezmę za uszycie dużej roletki,szerokiej na ponad dwa metry,napisałam że chyba 160zł.Pracy nie jest przy tym strasznie dużo,ale materiału znowu sporo.Pani podumała kilka dni i podziękowała mi odpisując,że ktoś jej uszyje to o 50zł taniej.Przez przypadek znalazłam na innym blogu jak ktoś pokazuje dokładnie taka roletę jak te moje,uszytą w takiej wyjątkowej kolorystyce jaka chciała klientka ,uszytą właśnie dla tej babki.Ni o teraz podsumowując,dziewczyna która ją uszyła jest zatrudniona na etacie,nie płaci zusu,ma u siebie w domu małą pracownię,więc nie płci czynszu,robi to hobbystycznie,więc odpadaja ewentualne podatki i inne takie przyjemności.Wiem,bo tak się składa że znam sie z ta dziewczyną,i nie mam absolutnie żalu,ani pretensji,tylko problem gigantyczny w tym,jakimi kategoriami ludzie myślą,oni w przeważającej większości nie maja pojecia ile nas kosztuje stworzenie jednej choćby małej rzeczy,że za tą ceną stoi masa rachunków do opłacenia i godzin do ślęczenia przy maszynie,a później jeszcze w domu w fotelu przy kompie,albo z wypychanymi i wyszywanymi buźkami....
OdpowiedzUsuńAniu każda chyba osoba,która "żyje " zawodowo z rękodzielnictwa zrozumie i zgodzi sie z Tobą.
Ale rzeczą oczywistą jest to,że my z całych sił przecież ne chcemy porzucić tych naszych kieracików,bo tak bardzo je kochamy....
Wielu sił Ci życzę,i radości z tworzenia:)
Agnieszka
Świetnie napisane ;) dużo radości z szycia życzę.
OdpowiedzUsuńDobrze napisane - ja co jakiś czas się zastanawiam nad DG - ale jak na razie ciągle nie wydaje mi się, że jestem w czymś tak dobra...
OdpowiedzUsuńPodziwiam - Twoje misie są cudne!!!
Aniu uwielbiam Twoje posty... Sama też staram się tworzyć swoją historię, choć kiedy patrzę na Twoje miśki i myszki to mam wrażenie, że nic nie umiem ;( - są przecudne! Brak wiary w siebie to jeszcze mój dodatkowy minus, choć to co robię kocham z całych sił, też nie wyobrażam sobie życia bez moich koników, aniołków, misiów i serduszek, dla nich i tego tak zwanego "slow lifu" postaram się nie rezygnować z marzeń :) Pozdrawiam wiosennie. Ola
OdpowiedzUsuńPięknie i prawdziwie napisane. Daje do myślenia. Dzięki!
OdpowiedzUsuńŚwietny tekst, przeczytałam go z przyjemnością od deski do deski :) sama zastanawiam sie nad własną działalnościa ale troche sie boje przyznam szczerze. Poruszylas bardzo wazny aspekt min:. ze warto robic to co sie kocha i czuc sie spelnionym.Ja tego nie czuje po urodzeniu corki i jakos ciezko mi sie odnalezc, a o powrocie do pracy w swoim zawodzie czyt,biolog nie m opcji i zycie zmusilo mnie do emigrowania czyt.Szkocja. Od jakiego czasu czuje ze muszę zacząć myśleć o sobie nie ciągle o innych. Twoj tekst Aniu dal mi duzo do myślenia. Zycze Ci wszystkiego dobrego i szyj jak najdłużej swoje cudeńka, bo są piekne. Troche się rozpisalam. Pozdrawiam serdecznie.Marzena
OdpowiedzUsuńMarzenko, jeśli mieszkasz w Szkocji, to myślę, że sprawa łatwiejsza do ogarnięcia. Na polskiej ziemi prywatny, zwłaszcza drobny przedsiębiorca, kopany jest w zadek z każdej strony. Tam nie ma takich utrudnień jak u nas. Działaj Kochana, cokolwiek robione z potrzeby serca ma milion razy więcej szans na powodzenie niż coś, do czego zmusza nas tylko konieczność :) Ja w chwilach zwątpienia słucham przemówienia Steva Jobs'a, które wygłosił na uniwersytecie w Stanford, szczerze polecam ;)
UsuńMoja córka jako niemowlę miała swinkę albo krówkę z materiału, może kiedyś poszerzysz swój asortyment?
OdpowiedzUsuńIwona, Zona Wodnika, który też usiedzieć nie potrafi:)))))
Cudownie napisane i od serca. Podpisuję się pod tym co napisałaś, moja domeną są witraże, więc dochodzą jeszcze pocięte paluchy, pęknięcia szkła pojawiające się podczas lutowania ( bo była wada ukryta szkła ) i robię od nowa witraż dziesiątki godzin poszły.... Do tego inhaluję się mieszanką ołowiu i cyny. Masz rację gross klienteli przelicza takie prace na kg szynki ale cóż większość naszego społeczeństwa jest właśnie taka. Argument bo w Ikei podusia za 19,99 a "witrażowa" lampa za 80 zł i tyle. I ja robię już tylko hobbystycznie bo rynku również nie nakręcają programu z gatunku - twoja chałupa.Te uważają, że szczytem wyposażenia jest w przedpokoju, parkowa ławka a styl prowansalski to magazynowe palety pomalowane na biało z "wazonikami" puszkami pomalowanymi na biało i lawendą wewnątrz. Nijak, masowo, tanio, szybko.
OdpowiedzUsuń:)
OdpowiedzUsuń