Obserwatorzy

czwartek, 8 lutego 2024

Staruszka Anna

 

Zdjęcie z internetu.

Często bywa, że pyta ktoś o wiek i przeliczyć muszę. Zaczęło się parę lat po trzydziestce i stan wywalenia całkowitego na dokładane do metryczki cyferki trwa do dzisiaj. Nie odczuwam traumy starzenia. Zmarszczki i włos srebrzysty przyjmuję ze spokojem. Celebruję z wdzięcznością  rok kolejny, bo nie każdemu dotrwać jest dane. Śmiało więc o wiek pytać mnie można, w obliczeniach nie ściemniam nic a nic, chociaż za parę lat mogę zacząć się mylić :P 
Impreza była, a jakże. Nietypowa dość, bo zazwyczaj z takiej konkretnej to goście na czterech wychodzą. Do mnie większość na czterech już przyszła :D Trzy psy i kot. Wszystko wokół jednego stołu rozłożyło się radośnie i o dziwo zgodnie. Namnaża mi się zwierzyniec w zaskakująco szybkim tempie. Możliwe więc, że los Violetty Villas podzielę, ale póki co ogarniam. Jeden psiul pojawił się nieplanowany. Gość z okolicznej wsi. Kręcił się tu już od jakiegoś czasu. Początkowo obserwował nas z daleka, uciekał gdy się zbliżaliśmy. W końcu jednak nadszedł dzień kiedy bidul podszedł, kółeczko wokół mnie zatoczył i schował się pod płaszczem między moimi stopami. Tylko ten łepek kudłaty wystawał. Nakarmiony ośmielił się bardziej, aż ostatecznie w środku nocy zaczął wskakiwać na nasz parapet. Nocował przez dwa dni przytulony do doniczki, no i miękusy my zaprosiliśmy kudłacza do środka. Post na stronie FB z informacją o poszukiwaniu właściciela zguby nie przyniósł początkowo większego efektu. Kiedy jednak kudłaczek poczuł się u nas swobodnie jego pan podjechał i zgarnął uciekiniera wykrzykując w złości wyrok: " Teraz to już do budy cię przypnę!"... Zdążyłam tylko zapytać jak woła na sierściuszka. W odpowiedzi usłyszeliśmy MISIEK...  Cały ten czas wołałam na niego Misiek i ja. Szkoda zrobiło się Miśka. Dobry pieseł z niego. Wieczór przeryczałam... Mam nadzieję, że zerwie ten łańcuch... Dodatkowa miska czeka.
Był tort, dziecko przyjechało, chleb świeży upiekłam, butelkę gruszkowego winka wysuszyliśmy. Miło było. W środku tylko nic się nie zmieniło. To znaczy zmieniło się drastycznie jakiś rok temu, kiedy to system nerwowy padł. Dobrnęłam stanem psychicznym do podłogi, żeby ostatecznie stwierdzić RESZTA ŻYCIA DO MNIE NALEŻY! Nic nikomu nie muszę i nie chcę udowadniać. Nikomu się podobać, o niczyją miłość i akceptację żebrać. Przywróciłam sobie prawo głosu i realizacji własnych potrzeb i marzeń.  Dlatego też jestem dzisiaj tu gdzie jestem :) W sobotę naskrobię Wam część pierwszą historii porzucenia miasta na rzecz mojego uroczego zadoopia. Od decyzji do poszukiwań. Tymczasem informację radosną mam, wiosna nadciąga :) Dzisiaj baziuki nazrywałam, zielone  główki z ziemi też już się wychylają :) Teraz będzie tylko piękniej.
A co słychać rękodzielniczo? Szyję wiosnę, wypycham serduszka, a od maja cała lista dekoracji bożonarodzeniowych ląduje na tablicy. Znaczy się robię co w mojej mocy, żeby miski kudłatych dzieci moich pustką nie świeciły. Tak póki oczy jeszcze dają radę. Do wspierania artystów zachęcam więc gorąco. W czasach kiedy w złoto opływają influencerzy, co to w wielu przypadkach opowieści zupełnie bez treści snują, lub światu do zaoferowania jedynie powiększone usteczka i cycki mają, wsparcie dusz kreatywnych nabiera jeszcze większego znaczenia. Tak, żeby nam się chciało chcieć czasoumilacze tworzyć, pisać, komponować. My nie żyjemy na bogato, zapewniam. a  postawiona wirtualna kawa to podmuch delikatny wprost w artystyczne skrzydła. Za dużą kawę do końca lutego odwdzięczam się instrukcją wykonania marchewek ;) Wirtualna kawa dostępna o tu: KAWA
 





Ściskam mocno, do następnego ;)
Wasza A. 








2 komentarze:

Zapraszam Cię do wyrażania myśli i komentowania wpisów.Każdy głos jest dla mnie cenny i pomaga w rozwijaniu bloga.

Jeżeli podobają Ci się moje zdjęcia znajdziesz ich więcej na instagramie. Odnośnik do profilu widoczny jest po prawej stronie ;)

Dołącz do grona obserwatorów na profilu Facebook'owym. Będzie mi niezmiernie miło.