Hmm...
Szalona gonitwa przedświąteczna i spora grupka zapominalskich w natarciu.
Obiecałam sobie, że ostatni tydzień zostawiam dla mnie, dla domu, dla upieczenia małego co nieco, może dziubnięcia dekoracji na nasze drzewko. Marzy mi się Mikołaj tildowy w pasiastych portkach i długą, białą brodą.
Obiecałam też sobie, że z mieszkania pozbędę się wszystkich szmatek, tasiemek, sznureczków i guziczków, które walają się dosłownie wszędzie. Guziczki rozsypujące się samoczynnie tu i ówdzie są wprawdzie mniej bolesne, niż klocki Lego nadepnięte bosą stopą w noc ciemną, ale wkurzają równie skutecznie. Szczególnie kiedy okazuje się, że brak jednego, czy dwóch z kompletu do wykończenia misia, albo jego portek, a po czasie pod kanapą znajdują się przy okazji poszukiwania zagubionej innej rzeczy. Mój I. zawsze ma też zabawną minę, kiedy dziubiąc coś u jego boku wykrzykuję nagle w panice "Jest problem!" Igły bowiem też wędrują wszędzie według własnego uznania. Nawet moją największą, tę tapicerską do montowania kończyn, potrafię przesiać w czeluściach kanapy. Akcje poszukiwawcze mamy więc przećwiczone gruntownie.
Otóż wszystko to, całe twórcze bałaganiarstwo, miało zgodnie z planem wylądować tam, gdzie jego miejsce, czyli w pracowni. Za kazdym jednak razem, kiedy wywożę tam dwie spakowane reklamówki szmatek, wracam do domu z kolejną, a bo może wieczorkiem jeszcze tylko to dziubnę, tamto wykończę...
Chyba kategorycznie muszę szurnąć maszynę z domu i odciąć czas pracy od czasu w chałupie. Życie z rękodzielnikiem łatwe nie jest, oj nie... Najskuteczniejsza mogła by się okazać terapia prądem, ale tej wolałabym uniknąć. Już i tak włosy mi się mierzwią od ciągłego niewyczesania :P
Konina opanowała pracownie kompleksowo. Muszę chyba przygotować po Nowym Roku jakiś inny gatunek zwierza, żeby w rutynę nie popaść ;) Chociaż wariacji na temat mam w głowie jeszcze całkiem sporo, a i z każdym kolejnym zamówieniem nowe pomysły lęgną się w ilości stonki ziemniaczanej.
Z centrum rękodzielniczego COTTONI pozdrawiam Was cieplutko!
Wasza A.
Piękne misie, koniki i inne maskotki wychodzą z Twojej pracowni i domu :), nie dziwi mnie wcale ilość pracy przed świętami jaką masz, tak trzymać...A ginące igły-znam ten ból, hihi...
OdpowiedzUsuńPowodzenia w realizacji szyciowych planów i czekam na...Mikołaja :), pewnie będzie piękny. Uważaj jedanak, bo jeśli pokażesz go na blogu zbyt szybko ryzykujesz kolejną lawinę zamówień przed Gwiazdką :). Miłego weekendu!
Haha, fakt, lepiej ukrywać go do ostatniej chwili :) Buziole zasyłam! Miłego weekend'u Kochana!
UsuńUwielbiam Twoje prace, kocham. Reszta - jakby relacja z mojego mieszkania :-)
OdpowiedzUsuńOt i uroki blogosgfery, swój swojego zawsze znajdzie ;) Ja Twoje też uwielbiam i polecam gorąco na prawo i lewo <3
Usuńo rety ! co za cudeńko :)
OdpowiedzUsuń:) Dziekuję :)
Usuń:) ja mam pracownię w kuchni i właśnie niedawno do mnie dotarło, że nie chcę w innym miejscu, bo i tak przwlokłabym swoje Anioły do kuchni.
OdpowiedzUsuńJa Twoje anioły to bym chyba nosiła zawsze przy sobie. Takie są natchnione, urocze, perfekcyjne i bosko anielskie, że z pewnością posiadają moce ochronno-wspierające. Uwielbiam każdego bez wyjątku!!!
UsuńAle cudne :)
OdpowiedzUsuńDziękuję :)
UsuńPowodzenia i sił na ten gorący czas : ) Ja mam swój kącik szwalniczy w sypialni i zawsze ostrzegam męża, że do łóżka wchodzi na własne ryzyko. Piękna ta Twoja koninka.
OdpowiedzUsuńHa ha , dobre :) Ja maszynę też mam prawie przy głowie mojego I. Nawet czasem dziwię się mocno, że to terkotanie zupełnie jest mu obojętne... Igły jednak już takie obojętne nie są, chociaz jeszcze nie nadział się na żadną z moich zagubionych :) Chyba siedzą głęboko w kanapie :P
UsuńAleż cudo! Piękne po prostu piękne :) A swoją drogą... laptop się nie grzeje? ;)
OdpowiedzUsuńOjeju, ostatnio to już wszystko mi się przegrzewa :P
UsuńA ja myślałam że tylko tak u mnie przed świątecznym szyciem :) szukam wszystkiego albo wszystko czego potrzebuję w danej chwili się przede mną ukrywa haha a to sznurek, a to igły do filcowania itp Konie piękne jak wszystko co tworzysz :)
OdpowiedzUsuńDobrze, że w tym wariactwie nie jestem osamotniona, ufffff..... :) Buziole!
UsuńAle się uśmiałam :)Konisie cudne,pozdrawiam,B.
OdpowiedzUsuńAniu taką stonkę to ja mogłabym zbierać z ziemniaków codziennie a z Ciebie to jest taki pozytywek,że z chęcią mogłabym z Tobą konie kraść : )Równie chętnie dołączę się do klubu znikających igieł ; )Pozdrawiam serdecznie Ciebie i całą Twoją stadninę : )
OdpowiedzUsuńA ja walczę z papierami, farbami, wstążkami bo przed świętami to dopiero wszystko rozpełza po mieszkaniu gdy się robi karteczki, bombki.... Teraz to już tylko sprzątnięcie tego to priorytet ale czy zdążę i nie utonę w tym bałaganie. Koniki super :-). Pozdrawiam.
OdpowiedzUsuńJak dla nas, to Ty się kochana wcale kłaść nie musisz... nasz ty zdolny pracoholiku :* :* :*
OdpowiedzUsuń