Obserwatorzy

piątek, 20 grudnia 2013

Poziom odczuwania

Są ludzie ryby, zimne ryby.
Wszysto im jedno i wszystko po nich spływa tak poprostu.
Potrafią ze stoickim spokojem kalkulować każdy element swojego życia, co się opłaca, a co nie.
Nie patrząc na emocje i uczucia innych tak poprostu dbają wyłącznie o swój interes.

Post do krótkich nie będzie należał, więc przygotujcie sobie chwię.
Jak zwykle przy długich postach proponuję odłożenie go na inną okazję, jeśli czasu u Was właśnie niedostatek.
Ja też pędzę, lecę i nie wyrabiam, ale przemyśleń zebrało mi się nieco i spać nie pozwolą, więc postanowiłam przelać je na bloga.

Są sytuacje, nad którymi tak zwyczajnie przejść do porządku dziennego nie potrafię.
Nie na zimno.
Czasem dotyczą mnie bezpośrednio, a czasem tylko z pozoru nie dotyczą mnie wcale.
Myślę.
Cytując Kubusia Puchatka " Myślenie jest trudne, ale można się do niego przyzwyczaić..."
Myślę więc o sprawach kilku, które jednak łączą się w jedno.

Spokojnie, zaraz z tego słownego chaosu zacznie wyłaniać się sedno... ;)

Byłam ostatnio na poczcie, w zasadzie na poczcie jestem dość często, ale nie zawsze ma to większe znacznie.
No może to, że na poczcie, którą odwiedzam ostatnimi czasy pracują naprawdę przemiłe panie  :)
Te przemiłe panie pozwoliły  pewnej innej, mocno starszej, wspierającej się na kulach pani, podejść do okienka bez kolejki.
Niby nic dziwnego, szczery, naturalny i jak najbardziej właściwy odruch.
Ten gest spowodował jednak całą lawinę słów, krzyku wręcz i tym samym zapadł w moją pamięć.
Pozwolilam sobie stanąć w obronie staruszki i natychmiast atak słowny skierowano w moją stronę.
Czy mnie to zabolało?
Niekoniecznie, przeraziło jednak, że można w ten sposób...
Ludzie tracą czucie.
Serca służą jedynie jako pompy ssąco tłoczące bez zdolności do głębszego odczuwania...
Takiego świata nie chcę, nie dla mnie, nie dla moich bliskich.
W takich momentach myślę, że bardzo przydałby się reset, bo kierunek w którym to wszystko pędzi nie jest najlepszy...
Idą święta, cholernie ważne święta o sensie których mało kto raczy pamiętać.
Świętować będziemy narodziny Tego, który za nas poświęcił życie.
To nie tylko dekoracje, zabawa, zastawione suto stoły i paczki pod choinką!
Poświęćmy więc czasem minutę lub dwie drugiemu człowiekowi.
Co w życiu tych krzyczących kolejkowiczów na poczcie zmieniły dwie minuty oczekiwania więcej?Nic.
Nie w takim świecie chcę, żeby żyło moje dziecko, bo mnie kiedyś zabraknie i nie uchronię jej przed chamstwem, bezdusznością i brakiem czucia...

Czasem wychodzę z domu z niechęcią kiedy trzeba przebrnąć przez moje miasto- dżunglę.
Kierowcy na drogach wciskają się jeden przed drugiego, bo JA muszę być gorą, bo MOJE auto lepsze i nie będę jechał za starym punciakiem, bo MOJE jest mojsze itd...
Trąbienie, wyklinanie i grożenie pięściami przez szybę.
Normalka.
Jest im z tym dobrze?
Wątpię.

W supermarketach walka na wózki sklepowe trwa w najlepsze, szybciej, więcej, biegiem do kolejki...
Nie chcę takich świąt.
Chcę czuć, że to ważny moment dla mnie i mojej rodziny.
Chcę spokoju i radości, a nie klapnięcia przy wigilijnym stole po tej bitwie w chorej dżungli.

Może innych to obejdzie, może spędzą ten czas jak zwykle, na szybko, z pełnym brzuchem przed telewizorem.
Ja nie chcę.
Takie święta nie są na mój poziom odczuwania.
Nie na zimno.
Nie jak ryba.

Taką ktoś sobie mnie wymyślił.
Wrażliwość jest częścią mojej natury.
Myślę o tym, czego doświadczam na codzień.
Nie czuję się od nikogo lepsza ni gorsza.
Dostałam wrażliwość ze skłonnością do nadwrażliwości.
Płaczę może częściej niż inni, ze szczęścia, ze zmartwień, ze wzruszenia.
Cóż począć? Trza z tym żyć i tyle.
Kiedyś już pisałam, że oswoiłam się z tą nadwrażliwością i polubiłam ją nawet.
To dzięki niej powstaje tak wiele.
Dzięki niej kolor widzę nawet w szarości...


Zdjęć wrzucam kilka, żeby Wam tak strasznie nudno tylko z moim gadaniem nie było ;)
Część moje dziecięcej, nadwrażliwej natury stworzyła szarą pannę długonogą widoczną powyżej.
Z nadwrażliwości więc wyrastać nie chcę, dorastać też wcale nie zamierzam.
Jeśli ten dorosły świat musi być taki paskudny, to nie chcę być jego częścią.
Wolę czuć na całego, kochać do upadłego i cieszyć się drobnostkami każdego dnia!
I zwruszać  niezmiennie cytatami z "Kubusia Puchatka"...


Wierzę, że po tej drugiej stronie siedzicie Wy, ludzie, którzy zimne ryby preferują tylko w galarecie.
Prośba więc do Was, przelejcie czasem nieco ciepełka na tych pędzących, nabzdyczonych, w kolejkach i na ulicach. Może w końcu oczy im się otworzą, a może zwyczajnie zejdzie z nich nieco powietrza, kiedy doświadczą gestu, którego najmniej się spodziewają? Czasem chamstwo wytrąca z równowagi zwykły uśmiech... próbujemy?

A co do przygotowań świątecznych polecam rekolekcje z dwoma wilkami ;)

Pozdrawiam

Wasza A.







poniedziałek, 16 grudnia 2013

POWOŁANIE

Idąc tropem szkół, w jakich naukę pobierać było mi dane, miałam być germanistką tudzież altowiolistką ;)
Cóż jednak począć, że powołaniem moim szmatki? Nic.
Poddałam i oddałam  im się bez reszty...
Uwielbiam szyć, wymyślać nowe, kroić i tworzyć  całość.
Właśnie COTTONI weszło oficjalnie do rejestru firm :)
Przeżywałam ten fakt mocno, jak egzamin dyplomowy prawie.
Stało się, klamka zapadła a ja jestem przeszczęśliwa:)
Właśnie otworzyłam nowe drzwi i wierzę, że za nimi czeka mnie coś niesamowitego :))))
Strachu owszem, sporo było i ciągle gdzieś pod skórą nieco  zostało.
Jednak z takim wsparciem, jakie dostałam odstatnio, ech...
Matek i ojców początku (mam nadzieję wielkiego...) sukcesu
jest kilka.
Ci wszyscy, którzy kopali mnie w zadek w kierunku właśnie obranym:
Guziczek, Ireczek, Wiolcia, Julka, Marta, Magda, Ola...
Przecudowne kobiety z PUP
Pani Aneta kochana
dziecię moje jedyne...
Jak się nie uda będzie na Was  :P 
Żartowałam, hehe ;)

Nie rozpisuję się dzisiaj, bo pracy jeszcze sporo.
Poniżej efekty szycia weekend'owego:

A już w środę wypatrujcie w TVP 2 w programie "Pytanie na śniadanie"
uroczej pani Anety w jednej z nowych kreacji fartuszkowych ;)

"Zakochany fartuszek"

"Zbyszko trzy cytryny" ... w wersji pani Anetki "Jaśko trzy cytryny" :)


i "Pani śliweczka"

Pozdrawiam Was serdecznie z początkiem tygodnia

Wasza A.





piątek, 13 grudnia 2013

Trzy ważne sprawy...

Ja tylko na chwileczkę...
Ważne sprawki mam trzy.
Po pierwsze i po drugie dwoje moich maleńkich dzieci wyruszyło właśnie z misją konkursową.
W takim wymiarze misiów jeszcze nie robiłam, ale miały być choinkowe,
więc trzeba było się zminimalizować ;)
Mimo mikro wymiarów pracy było niewiele mniej, niż przy dużych.
Mam więc nadzieję, że...
zobaczymy czy komisja konkursowa ma słabość o misiowatych ;)


Jeśli pochuchacie na szczęście, to może mam szansę ;)


To były sprawki nr 1 i nr 2.
Teraz trzecia, ważniejsza o wiele...
Kochani na blogu AsiaMi- pomysłowa mama
trwa candy.
Po prawej stronie mojego bloga znajdziecie zdjęcie, przez które przejdziecie bezposrednio na stronę Asi.
Jeszcze macie czasu sporo, żeby się załapać na szansę wygrania szafki bibliotecznej.
Szafeczka jest śliczna  i przydałaby się ogromnie w mojej nowej pracowni,
której wielkie otwarcie już w styczniu, ech.... aż mnie w brzuchu łaskocze z radości :)
Wracając do sedna...
Szans można mieć kilka, bo candy połączone jest akcją charytatywną.
Wpłacając na konto fundacji 5 lub 10zł, możecie oddać 5 lub 10 głosów.
Akcja organizowana jest z myślą o dzieciach, więc cel wart puszczenia w świat.
Candy trwa do 31 grudnia.
Biegnijcie się zapisać ;)

Pozdrawiam i cudownego weekend'u życzę

Wasza A.


czwartek, 12 grudnia 2013

DŻINGUŁ BEL, DŻINGUŁ BEL....

Ulubiona piosenka  świąteczna mojej słodkiej bratanicy Zuzi, to właśnie " Jingle bells".
W każdym aranżu już po pierwszych nutkach wiedziała dobrze co jest grane ;)
Ucho muzyczne po pradziadku Stefanie, którego niestety nie ma już z nami
i mam nadzieję troszkę po cioci też ...
Śpiewała zawzięcie swoje "...dżinguł bel, dżinguł bel...", aż płyta odmówiła współpracy.
Kiedy podrosła nieco niestety zaniechała "dżingułbelowania" ;)

Stacje radiowe już puszczają swoje przeboje Xmas'owe, a kolęd w polskiej wersji językowej jakoś brak...
szkoda.
Klimacik świąteczny dookoła czuć jak kapustę na korytarzu w moim bloku- intensywnie i zachęcająco.
Znaczy się sąsiedztwo już uszka i pierogi kleci
( tak na marginesie zimą uwielbiam wręcz zapach kiszonej ;)
Ja walczę dalej przy maszynie, choć to walka mocno  niewyrównana.
Niestety zegara i kalendarza nie da się ani oszukać, ani przegonić.
Robię co mogę i doba wciąż za krótka...
Oby zostało choć nieco czasu na  porządki, bo inaczej w tym moim twórczym bałaganie
trudno będzie dostrzec śwąteczne akcenty...

Szybciutko klecę coś do domu w tzw. międzyczasie.
Proste formy sprawdzają się najlepiej.
Przy okazji przetwarzam rzeczy, które w zasadzie powinny już wylądować w koszu.
Resztki tego i tamtego, ścinki, skrawki i stare orzechy.


Szyszki nazbierane nie pamiętam już kiedy.
Jakaś wyprawa na grzyby, których nie było, zaowocowała  całą reklamówą szyszeczek :)
Przydały się nie raz, a teraz  spożytkowałam całą resztę.


Moje kulki styropianowe też dostały nowe ubranka.
Ścineczki, trochę szpilek i voila :)


Fartuszkuję i miśkuję oczywiście też, ale wiele z prac wprost spod igły
leci w ręce nowych wlaścicieli.
Z braku czasu nie wszystkie więc doczekały się zdjęć.
Wczoraj wieczorem wykończony fartuszek miał nieco więcej szczęścia



Mały prezencik zrobiłam sobie już sama :)
Szczęśliwie dla mnie okazało się, że w EMPIKU można płacić punktami payback 
i oto dostałam dzisiaj moją śliczną, absolutnie wyjątkową knigę :)))))


Doczekać się nie mogę kiedy cały dom zaśnie, a ja powolutku,
z wielkim namaszczeniem przekartkuję całe tomisko :)
Nareszcie będzie też okazja do odkurzenia mojego niemieckiego.
Dobrze, bo wkrótce bardzo mi się przyda, a przez ostatnie lata wywietrzał nieco z głowy.

Wracam do pracy...
Ściskam Was Kochani

Wasza A.

niedziela, 8 grudnia 2013

Daleko w lesie

Właśnie tam jestem z przygotowaniami świątecznymi... daleko w lesie.
Zawładnęła mną praca twórcza plus papierologia.
Dzięki dobrym duszom wokół mnie jakoś ogarniam jeszcze siebie, ale domu to już wcale.
Dzięki dobrym duszyczkom od stycznia zaczynam nowy etap w życiu.
Tyle zmian, że dzięki Ci Panie za Persen. 
Jeśli jeszcze tylko zwiększysz dopuszczalną dawkę dzienną, to już będzie całkiem dobrze.
To tak  żartem oczywiście, ale co prawda, to prawda, stresik mam spory,
a już niedługo powiem Wam dlaczego.
W lesie z przygotowaniami do świąt jestem bardzo głębokim
i czasem tylko z tego lasu jakieś niedźwiedzie do mnie wyłażą...


A jak tam u Was?
Dajecie radę ze wszystkim?

Najlepszego na nowy tydzień życzę i pozdrawiam serdecznie

Wasza A.