Jakiś czas temu, z początkiem lata chyba, wybrałam się po zakupy do Lidla.
Jak zwykle szybkie zakupy, bo u mnie wszystko szybko, czas szybko leci i sprawy do załatwienia namnażają się też w tempie pędzącego TGV.
Wypadłam więc z mojej błękitnej strzały(fiat punto w kolorze morski błękit, nie pierwszej już młodości...) i truchtam żwawym kroczkiem między autami w stronę wejścia.
Wtedy zobaczyłam jego- kręcone blond włosy do ramion, bez koszuli, znacząco muśnięty słońcem.
Szedł luźnym krokiem nie przejmując się, że jego roznegliżowany tors w tym miejscu miasta wzbudza dość duże zainteresowanie, bądź niesmak przechodzących obok postaci.
Nie przejmował się niczym jakby ten świat naprawdę do niego należał.
Szedł nie spiesząc się nigdzie, nie schodził z drogi nikomu, nie musiał... To na jego widok ten skromy tłumek pod sklepem ustępował miejsca na chodniku.
Patrzyłam na niego przez dłuższą chwilę wcale nie dlatego, że jakiś tam nieziemsko przystojny był.
Odkąd jest w moim świecie pan I. nieziemsko przystojni mężczyźni nie istnieją, poza moim własnym rzecz jasna ;)
Patrzyłam, bo gdzieś w głębi serca pozazdrościłam temu człowiekowi swobody.
Może to dziwne, że można zazdrościć czegoś właśnie jemu, pomyślałam sama, bo człowiek bezdomny raczej mało ma powodów do zazdrości wzbudzania, a jednak...
Tak, ten pan mieszka na ulicy i póki ciepło, śpi pewnie pod gwiazdami, a w ciągu dnia słońce leżącego gdzieś na ławce głaszcze czule po tym nagim torsie.
Nie spieszy się nigdzie.
Nie ma zobowiązań.
Jak zgłodnieje, to pewnie wyprosi od kogoś parę groszy i kiszki przestaną grać marsza.
W ostateczności można tez dać nura do kosza. Kiedy na niego patrzyłam też rzucił wzrokiem na kubeł koło sklepu, więc jest to chyba jakiś sposób na przetrwanie.
Może i jest utracjuszem. Może zostawił rodzinę, bo odpowiedzialność go przerosła. Tego nie wiem, więc oceniać go nie mogę.
Zresztą moja ocena w jego życiu i tak nic by nie zmieniła, co stanowi kolejny dowód na to, że człowiek z niego wolny. W nosie głęboko ma jakiekolwiek oceny, co widać gołym okiem.
Bez obaw, nie zazdroszczę mu na tyle, żeby wybrać sobie ławkę w parku i porzucić dotychczasowy styl życia. Szaleństwo mam w głowie, to prawda, ale takie artystyczne i do bólu łagodne. Nie obetnę sobie zatem ani ucha, ani innej części ciała i z gołą klatą po mieście tez latać nie zamierzam hehe ...
Jego wolność jednak dała mi sporo do myślenia.
Niby mam jakąś stabilizację. Niby wszystko w miarę poukładane. Niby mogłabym czuć się bezpiecznie, ale czy naprawdę bezpieczna jestem?
Tyra się całe życie na coś tam, żeby kąty zapchać rzeczami mniej lub bardziej kosztownymi i serwuje się sobie tym samym strach, czy aby ktoś nam do tego gniazdka nie wparuje pod naszą wakacyjną nieobecność i nie skubnie tego lub owego. No i masz Panie, po wolności. Wyjeżdżasz odpocząć, ale z tyłu głowy tłucze się myśl nerwowa...
Pan świata, którego widziałam, nie ma takich strachów.
Pensję dostaję regularnie (póki co) bo cały miesiąc uczciwie robię swoje, ale zarobione pieniądze i tak moje nie są. Zaraz trzeba oddać je gazowni, elektrowni i paru jeszcze innym krwiopijczym instytucjom. Gdzie zatem moja wolność? Co moje wcale moim nie jest, albo zaraz może znaleźć się na to inny właściciel. A na to wszystko ktoś decyduje jeszcze, że odpocząć to będę mogła dopiero po 67 roku życia...
Zazdroszczę mu tego luzu.
Żyje na ustawieniach fabrycznych istoty ludzkiej: głodny- zdobyć coś do jedzenia, zmęczony- zalegnąć na ławce...
Tak długo, jak ten świat i nasz niestety często chory system, go nie dotykają, jest panem świata-panem samego siebie.
Wyrwać się z naszego gąszczu zasad i oczekiwań innych nie jest łatwo, ja bym nie potrafiła tak do końca. Mam przecież dziecko, odpowiedzialność i plany do zrealizowania...
Panią świata nie jestem i nie będę i mimo, że świrowanie na swoim punkcie jest mi obcym zjawiskiem, to zawsze muszę pamiętać, że czyjeś oko patrzy i ocenia. Z tą oceną czasem może niezbyt pokornie, ale liczyć się muszę.
Prawdziwą wolność mam tylko w moim dzierganym grajdołku i to ja tu rządzę w 100%, ja decyduję co z czego wydziubać i jakie nowe życie starym gratom i szmatkom podarować.]
Coś, co z pozoru na nic by się zdało, mogę zaczarować w coś innego.
Tak, tu jestem panią świata, mojego świata.
Żebym jeszcze tylko nad tym, powstającym przy okazji bałaganem mogła zapanować... ech.
Podkładki pod garnki powstały z kawałka cienkiego trykotu. Nie bardzo wiedziałam co z nim zrobić, a miejsca zajmował sporo walając się po domu od długieeego już czasu.
Został zatem pocięty na "makarony" i pozszywany w całość. Następnie dał się zszydełkować w podkładki pod garnki :) Takich poddanych świata Cottoni lubię najbardziej ;)
Pozdrawiam i życzę miłego tygodnia
Wasza A.
Wiele razy miałam podobne przemyślenia, gdy patrzyłam na tego typu osoby. Również niekiedy im zazdrościłam tej swobody;) teraz jednak staram się ją znaleźć w sobie, tak po prostu, co jest niezwykle trudne, gdy ma się od lat wpojone inne przekonania:) np. patrzenie na siebie przez pryzmat tego co ktoś o nas myśli. Jednak warto się potrudzić i znaleźć tę swobodę w sobie, bez względu na to co dzieje się wokół. Czy ma się dom, pracę, czy jest łatwo, czy trudno.
OdpowiedzUsuńPiękne podkładki, bardzo mi się podobają. Niby nie lubię czerwieni w kuchni ale tutaj całkiem pięknie wszystko się komponuje.
Szkoda, że nie możemy (nie umiemy) tak do końca przestać nie być panami świata...
OdpowiedzUsuńTaką wolność mam w połowie. Jestem wielką optymistką. Mam w głowie taki guziczek i jak mam kłopoty robię pstryk i się wyłączam.Inaczej chyba bym zwariowała.I do tej pory jakoś zawsze z tych codziennych kłopotów wychodzę obronną ręką.
OdpowiedzUsuńBardzo ciekawe przemyślenia. Często myślimy, że jesteśmy wolni a tak naprawdę to tylko nasze złudne wrażenie. Codziennie rano wstaję do pracy i marzę, że kiedyś będę mogła żyć jak chcę - na wsi, wśród łąk i drzew. Mieć ogród i pracować w nim. Mam nadzieję, że marzenia kiedyś się spełnią... A jedyne co teraz mi zostało to uciekać w świat mojego hobby:)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
Ale złożoność zadałaś z poniedziałkiem:)
OdpowiedzUsuńHistoryjka ciekawa i daje do myślenia:-))) a podkłądki są śliczne , ten odcień czerwieni jest wyjątkowy
OdpowiedzUsuńMyślę sobie, ze stałe poszerzanie przestrzeni, w której można bezgranicznie królować, to całkiem niezły cel życiowy, a im człowiek mniej odpowiedzialny za innych się staje, bo obowiązków z czasem ubywa, tym cel bliższy...
OdpowiedzUsuńPrzynajmniej ja tak mam:)))
Pozdrawiam.
Aniu świetny post jak zawsze. Tak jak dziewuchy mówią daje do myślenia:)
OdpowiedzUsuńa podkładki są cudne, co ja bym zrobiła, aby mieć takie włóczki:)
świetne!
dobrego tygodnia kochana
Aniu wspaniały post dający dużo do myślenia. Zgadzam się z Tobą w 100%. Buziaki.
OdpowiedzUsuńhmmm, tego typu przemyslenia,o wolnosci, sa tylko dowodem,ze stworzeni jestesmy do wolnosci i krolowania na ziemi.Wolnosc jednak,do ktorej jestesmy stworzeni jest wspanialsza niz ta,ktora pozornie ma bezdomny czlowiek. Naszym dziedzictwem jest wolnosc by milowac bez warunkow,by miec radosc we wszystkim,by byc wdziecznym za wszystko.Taka wolnosc jest w Chrystusie (nie w religii).Dobrze Ci wyszly te podkladki.Pozdrawiam serdecznie.
OdpowiedzUsuńno cóż, życie. Zawsze coś, kosztem czegoś.
OdpowiedzUsuńpodkładki super!
bardzo ładne podkładki i ciekawy, dający do myślenia wpis :) Pozdrawiam!
OdpowiedzUsuńSą plusy i minusy takiej a nie innej wolności....
OdpowiedzUsuńTo tak jak z życiem na wsi i w mieście....
Coś kosztem czegoś, coś za coś ....
Hmmm... Ale temat zadałaś... Ja jednak mu nie zazdroszczę. Dobrze mi tak, jak jest. Żyję lekko. Nie myślę o opłatach, terminach, nie martwię się czy braknie, czy wystarczy... tę rolę od poczatku przejął mąż, więc może on mu zazdrości :-)
OdpowiedzUsuńWidzę, że lubisz czerwień. U Ciebie prezentuje sie slicznie, ale u w moim domu nie znalazłabyś chyba ani jednej rzeczy w tym kolorze... moze jakis sok w lodówce...
Każdy ma jakiś swój kawałek świata, w którym jest panem i władcą. Ty masz gałganki jak sama mówisz. Dla mnie ostatnio to ten "plac budowy" czyli dom. Mój domek, moje zasady, ja siedzę na tronie. Czasem M. wpuszczę, żeby sobie przysiadł na minutkę max ;)
OdpowiedzUsuńsuper, ciekawy post..
OdpowiedzUsuńzdjęcia śliczne!
Fajne podkładeczki :) Kolorek mają super ;) Podoba mi się ten post i Twoje przemyślenia, sama wiele razy myślałam o tym w podobny sposób :)
OdpowiedzUsuńDroga Aniu:)to pozorna swoboda.Jego zmartwienia są zgoła inne niż Twoje:)on też się martwi co zje,gdzie się położy jak spadnie śnieg,teraz w lecie mu łatwiej,ale zimą?Nigdy nie miałam takich dylematów,a po powrocie do domu z długiego pobytu poza nim powiedziałam do mojego M,ŻE CIESZĘ SIĘ ŻE MAM GDZIE WRACAĆ:)))że mam swoje miejsce na ziemi:)))
OdpowiedzUsuńTen komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńwiesz...jeśli chcesz prawdziwiej wolności posłuchaj Pawlukiewicza...np.(https://www.youtube.com/watch?v=zPf-jDUQ-OM) dzięki niemu odkryłam wszystko na nowo...moje życie zmieniło się o 100%. Teraz wiem po co żyję i wiem, że moje życie bez względu na to co mnie spotyka ma głęboki i uzasadniony sens...Cieszę się, że wielu ludzi żyjąc zaczyna mieć w pewnym momencie refleksję "kurcze o co chodzi?", a gdy zaczynamy stawiać pytania i odzyskiwać świadomość naszej egzystencji, to już połowa sukcesu;) Byłam zabieganą, zapracowaną udowadniającą sobie i całemu światu ile jeszcze muszę zrobić, żeby żyć...a teraz wiem, że życie jest tu i teraz i w tej minucie i smakuję je z zapartym tchem...
OdpowiedzUsuńDumam i dumam nad Twoimi słowami. Wspaniałe przemyślenia i refleksja z nich wypływająca- że jednak nawet w najmniejszej części ale jednak potrafimy być wolni. Panu chyba jednak nie zazdroszczę (wystarcza mi całkowicie ta mała wolność), cały czas mam wrażenie że życie takim jakim on reprezentuje czyni go w efekcie przeźroczystym, zbędnym dla świata. Nie wiem jak on się z tym czuje ale ja sama dla siebie żyć nie umiem bo nie daje mi to radości. Pozdrawiam cieplutko i dziękuję za chwilkę refleksji jaką mi dał Twój post.
OdpowiedzUsuń