Obserwatorzy

poniedziałek, 23 maja 2016

Klaczka Magdalenka

Od czasu do czasu wpadam na Pinterest'a. Tam od groma i ciut ciut cudnych zdjęć, pomysłów, a także wykrojów maści wszelakiej. Zazwyczaj wolę bazować na swoich własnych pomysłach, ale klaczka strasznie mnie oczarowała. Musiałam więc uszyć swoją.
Wykrój udostępniony w sieci nieco został przekłamany i wymagał małych poprawek. Ostatecznie jednak wykluła mi się taka oto klaczka Magdalenka:





Czasem trzeba zrobić coś nowego, coś innego... Ciągle myszy i misie, idzie dostać szmyrgla ;)

Cieszę się ogromnie, że ostatni wpis z małym kursem szycia został przez Was tak pozytywnie odebrany. Dziękuję pięknie i obiecuję częściej ;)
Kolejny tydzień zaczynam mooocno pracowicie z konkretnym przytupem, bo w wykonaniu końskich kopyt ;)

Miłego tygodnia Kochani!
Wasza A.

piątek, 20 maja 2016

KURS STARANNEGO SZYCIA: Zasłonki na szelkach

No to się doczekałam, a w zasadzie moje biedne, nagie okno. Już nie raz mówiłam, że święta prawda tkwi w przysłowiu o szewcu i jego dziurawych butach. Dla siebie coś zrobić, choćby rzecz najprostszą, zawsze problem, zawsze na końcu listy prac do wykonania.
Nie trawię poliestrowych firanek. Nie lubie pozasłanianych kompleksowo okien. Lubię widzieć kawałek świata i płynące po niebie chmury. W okna innym nie zaglądam, więc nie dręczy mnie też myśl o kimkolwiek zaglądającym w moje własne. Lubię ciekawe zasłony,ciężkie, układające się miękko na podłodze,  ewentualnie lniane-bawełniane proste zasłonki w stylu francuskim. Sztucznych tkanin nie uznaję, a na moim okienku chciałam takie proste z lnu właśnie, bo  pod światło dają śliczny efekt dzięki  nierówności włókienek. Zakupiłam zmiękczany len ( idealnie się prasuje) i pozwoliłam mu nabrać mocy urzędowej. Ostatecznie jednak zmontowałam moje szelkowe zasłonki. Rzecz niby prosta i ogólnie dostępna, ale te gotowe zawsze odstraszały mnie jakością wykonania. Niestety moja wewnetrzna szyciowa upierdliwość zmusza mnie do czepiania się szczegółów. Dzisiaj dokonałam  jej zapisu metodą fotograficzną i w ten oto sposób powstała pierwsza część dawno obiecanego kursu starannego szycia. Mam nadzieję, że kolejne kroczki są czytelne i zachęcą Was do samodzielnego ustrojenia własnych okien ;)


Co potrzebne nam będzie do stworzenia zasłonek? Oczywiście tkanina, dobre nożyczki, nici dobrane kolorystycznie do tkaniny, szpileczki, miarka krawiecka i żelazko ;)
Pamiętajcie o starannym doborze kolorystycznym nici. Strasznie wyglądają stebnowania wykonane niepasującą nitką, zwłaszcza jeśli ktoś ma jeszcze problem z trzymaniem prostej linii. Raz od brzegu 0,5cm, raz 2mm dla mnie wygląda dość nieładnie. Dobrze dobrany kolor nici pozwala nieco ukryć taki szew biegnący tropem węża ;)

To jak bardzo chcecie mieć zmarszone zasłony załeży od Was i od tego jaką szerokością tkaniny dysponujecie. Mój len mierzył dokładnie 138cm. Każda zasłonka została więc wykonana z całej szerokości.
Tkaniny o klasycznym splocie, czyli skrzyżowanym wątku i osnowie, często zamiast ciąć, poprostu nacinam i rwę. Mam wtedy pewność, że brzeg idzie równo po nitce i nic nie będzie się ciągnąć.

Do wykonania szeleczek, na których będą wisieć załsonki, przygotowałam paski o wymiarach 14x19cm. Po złożeniu dały mi szerokość 6cm.


Każdy z przygotowanych pasków przeszywamy "na stopkę", czyli na szerokość od igły do brzegu stopki.


Następnie przewaracamy na prawicę i prasujemy.


Do każdej zasłonki przygotowałam po osiem pasków, czyli w sumie szesnaście sztuk.


Paski po przeszyciu, przewinięciu i przeprasowaniu mierzą 6cm.
Załonka będzie wyglądała ładnie, jeśli każdy z pasków będzie miał taką samą szerokość ;)


Na zasłonce odmierzamy po pięć centymetrów na każdym boku. Zaznaczamy szpileczką i przy niej przypinamy pierwszą szelkę złożoną oczywiście na pół.


Odległości pomiędzy szelkami obliczycie w prosty sposób. Wystarczy od szerokości całkowitej tkaniny odjąć 10cm ( to te pozostawione na odszycie boków) , następnie sumujemy szerokość szelek i również odejmujemy,To co nam zostanie dzielimy na ilość wolnych przestrzeni pomiędzy szelkami, czyli zawsze o 1 mniej, niż mamy szelek. W moim przypadku szelek 8szt, czyli dzielimy na 7.
Każdą szelkę upinamy szpilkami pilnując równych odległości pomiędzy nimi.


Na przypięte do zasłonki szeleczki układamy pasek tkaniny, który zakryje nam łączenie szelek z zasłonką. Pasek oczywiście musi mieć taką długość, jak szerokość zasłonki, czzyli w moim przypadku te 138cm.


Jeżeli chcecie, żeby zasłonka wyglądała ładnie nie żałujcie tkaniny na odszycia. Zbyt wąskie odszycia, odłożenia materiału wyglądają dość tandetnie i niedbale.
Na odszycie łączeń szelek przygotowałam pasek o szerokości 8cm.


Kiedy już wszystko macie starannie upięte szpilkami można przejść do przeszywania.


Co przeszyte zostało należy starannie rozprasować. Najlepiej jest rozłożyć najpierw odszycie górnego brzegu zasłonki i samej zasłonki i przeprasować tkaninę pilując, żeby na szwie wszystko zostało dokładnie naciągnięte/rozłożone na płasko.


Następnie przeprasowujemy raz jeszcze kierując  odszycie łączenia i samą zasłonkę ku dołowi, a szeleczki w ich właściwym już kierunku.


Brzeg odszycia zaprasowujemy.



Zaprasowane odszycie górnej części zasłonki przeszywamy przy samy brzeżku...


... i raz jeszcze przy jego dolnej linii.


Zaprasowujemy boki zasłonki wykorzystując te 5cm z każdej strony, które zostawiliśmy przy upinaniu szelek. Robimy więc pierwszą zakładkę na 2,5cm ...


... i raz jeszcze na 2,5cm. Dokładnie zaprasowujemy,


Co zaprasowane przeszywamy starannie ;)


Po przeszyciu boków zasłonki bierzemy się za wykończenie dołu. Zaczynamy więc od przygotowania brzegu i prasowanie. Dół zasłon też lubię mieć podłożony nieco szerzej. Zaprasowuję go więc dwa razy po 4cm.



Jeszcze tylko odszycie dołu i zasłonka prawie gotowa ;)



Na koniec prasowanko całości i można się wieszać :)
Bardzo bym chciała mieć na oknach zasłonki dłuższe, takie układające się na podłodze jak tren sukni wieczorowej. Niestety tak długo, jak w domu prace szyciowe będą się odbywały pomysł ten muszę odpuścić. Parę cm od podłogi ułatwa znacznie sprzątanie wszechobecnych nitek.


Proste, prawda?
Nawet przy szyciu z pozoru prostych rzeczy ( w tym przypadku same prostokąty i linie linie proste) pamiętajcie o zasadzie: DIABEŁ TKWI W SZCZEGÓŁACH!!! To od każdego, najmniejszego detalu zależy jaki będzie efekt końcowy. No i jeszcze jedna zasada, moja własna... : DUŻO PRASOWANIA ;)

Miłego szycia Moje Pracusie Kochane!
Niedługo kolejna część i obszywanie niesfornych wieszaków ;)

Wasza A.

Szyć też każdy może...

Podobno śpiewać każdy może, trochę lepiej, lub trochę gorzej...
Temat śpiewania przerobiono więc w medialnym światku w programach typu " Jak oni śpiewają". Efekty tych zmagań były różne i co do jakości mocno dyskusyjne.
Później była moda na tańce, gotowanie, a teraz nastąpiła faza szycia, projektowania i wypuszczania niejednokrotnie  w świat badziewia totalnego. Wszyscy szyją, wszyscy maszyny kupują, a niektórzy prześcigają się w inwestowaniu w wymyślne technologicznie machinerie wysokiej klasy, za niemałe pieniądze w przekonaniu, że ów sprzęt za nich robotę zrobi i mówiąc krótko: samo się uszyje...  Co do jakości i sensu wywalania pieniędzy na naszpikowane elektroniką drogie badziewia mam bardzo konkretne zdanie i od cudów techniki wolę prosty sprzęt. Samo nic się nie  zrobi. Przy tej robocie czynnik ludzki jest najważniejszy i jeśli ambicje ma i chęć do starannej pracy, to żadna cudowna machineria potrzebna mu nie jest.
Ja ciągle pracuję nad moją techniką szycia. Stale szukam w swoich pracach co by tu  podciągnąć jakościowo. Nie lubię półśrodków, łatwych rozwiązań i niedoróbek. Diabeł tkwi w szczegółach. Na nich więc skupiam się intensywnie...








To koncentrowanie się na szczegółach daje dobre efekty, ale ma jeden podstawowy minus... pożera maaaaaasę czasu ;) Dla mnie jednak jest cholernie szczęścionośnym wypełniaczem  codzienności.
Znów ta moja radosna dłubanina zabrała mi dzień cały i nocy pół... Mam nadzieję, że Wy przynajmniej grzecznie już śpicie ;)

Słodkich snów Kochani!
Wasza A.

środa, 11 maja 2016

Maj...

W maju jestem odurzona zapachem bzu.
W maju zasłuchana jestem w świergoleniu ptaków za oknem.
W maju zakochana  po uszy niezmiennie w tym samym człowieku.
W maju zakręcona jestem i kichająca przez te wredne pyłki...
Maj... Wiosenne szaleństwo, które pcha mnie w stronę nieopisanego szczęścia. Maj kopie mnie w głowę jakąś tajemną siłą, kompleksowo budzi zmysły.
Zaniedbuję bloga, fakt. "Fejsbukowa" przestrzeń też jakoś marnie mnie obchodzi ostatnio...
Cóż poradzić, wiosnę mam w sercu :)


Robię jednak co mogę, żeby nie zaniedbać spraw przyziemnych, domowych, rachunkowych...
Rzeczywistość nie ogarnie się sama, czasem schodzę więc z mojej wiosennej, puchatej chmurki na ziemię, żeby trochę popracować ;)


W tym miesiącu pamiętamy o święcie mam. Skoro od serca dla  nas gotują, to na strojne fartuszki zasługują jak nikt inny ;)





... Dzień Dziecka też zbliża się wielkimi krokami...




Moja wiosennie rozmarzona głowa sama tego nie ogarnie... idę więc zaprzyjaźnić się z kalendarzem i przypominaczem w telefonie, brrrr..... Nie lubię nowych technologii, ale bez tego chyba rady nie dam...

Pozdrowienia ode mnie i mojej cudnej maszyny szyjącej ;)


Ściskam
Wasza A.